Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


W pojedynku otwierającym wczorajszą galę grupy Fight Events w Żyrardowie boksujący w kategorii super średniej Daniel Bociański (3-0, 1 KO) pokonał przez techniczny nokaut po drugiej rundzie Dmitrijsa Ovsjannikovsa (2-9-2, 0 KO).

Add a comment

Na gali Fight Events w Żyrardowie zwycięsko zadebiutował na zawodowych ringach boksujący w kategorii ciężkiej Artur Nawrocki (1-0, 0 KO). Faworyt miejscowej publiczności przy ogłuszającym dopingu swoich fanów pokonał jednogłośnie na punkty Mareksa Kovalevskisa (2-17-2, 0 KO).

Add a comment

Tomasz Król (2-1-1, 1 KO) pokonał na punkty Marcina Ficnera (2-10-3, 0 KO) po 6-rundowym pojedynku podczas imprezy organizowanej przez grupę Fight Events w Żyrardowie. Walka była rewanżem za zakończony remisem pojedynek z sierpnia ubiegłego roku. Podobnie jak w pierwszej walce Ficner rzucił Króla na deski, ale w przekroju całego pojedynku lepszy był zawodnik ze Szczecina.

W pojedynku otwierającym galę w Żyrardowie boksujący w kategorii super średniej Daniel Bociański (3-0, 1 KO) pokonał przez techniczny nokaut po drugiej rundzie Dmitrijsa Ovsjannikovsa (2-9-2, 0 KO). Polak od pierwszego gongu narzucił Łotyszowi swoje warunki, trafiając go pojedynczymi uderzeniami w różnych płaszczyznach. Po drugim starciu Ovsjannikovs poddał się z powodu kontuzji.

Add a comment

Dziś na gali grupy Fight Events w Żyrardowie dojdzie do pojedynku rewanżowego pomiędzy Tomaszem Królem (1-1-1, 1 KO) i Marcinem Ficnerem (2-9-3, 0 KO). Pierwsza walka pięściarzy zakończyła się wynikiem remisowym.

Add a comment

Dziś na gali w Żyrardowie na zawodowych ringach pojedynkiem z Mareksem Kovalevskisem (2-16-2, 1 KO) zadebiutuje boksujący w wadze ciężkiej Artur Nawrocki. - Dam z siebie wszystko, kibice na pewno nie będą żałowali, że przyszli - zapowiada pięściarz grupy Fight Events.

Add a comment

J - Jackiewicz Rafał. Wokół boksu zawsze kręcili się różni ludzie - od ministrantów po gangsterów. Rafał jest klasycznym przykładem łobuza, który wyszedł na porządnego człowieka. Wielu jego kumpli z młodości do dziś gnije w kryminale, a on poukładał sobie życie. Boks wyprowadził go na dobrą drogę. Rafał to wyjątkowo barwna postać, potrafi wspaniale gadać i nakręcać atmosferę przed walką. Powinien dostać tytuł profesora śmieciowego gadania. Jak się nakręci, to nie da się go zatrzymać. Szkoda, że nie zdobył mistrzostwa świata. Choć jest mistrzem świata w… obżarstwie. Jeśli udałoby się podliczyć, ile on w trakcie kariery zrzucił kilogramów, to pewnie uzbierałaby się z tona. A to wszystko przez słabość do słodyczy. Ma tez słabość do samochodów, miał ich chyba z pięćdziesiąt. Fajny gość, lubię słuchać jego bajerów.

K - Kulej Jerzy. Skomentowaliśmy razem ponad pięć tysięcy walk. Brakuje mi Jurka zarówno jako komentatora jak i kumpla. To był facet, który przygotowywał najlepsze węgorze na świecie. Jurka węgorze były rarytasem, nie kupi się takich w żadnym sklepie. Gdyby zdecydował się handlować nimi, to mógłby eksportować je na cały świat i zbić na tym fortunę. Pewnie do dzisiaj wspominają go w Atlantic City. Pojechaliśmy tam na którąś z walk Andrzeja Gołoty. To była jesień, zimno jak cholera, ludzie chodzili w kożuchach. A Jurek się rozebrał, poprosił żebym potrzymał jego ubrania, potem wskoczył do lodowatej wody i sobie popływał. Przechodnie wytrzeszczyli oczy, myśleli, że to jakiś samobójca. A to Jurek zamykał sezon. Miał taki zwyczaj, że na swoich Mazurach zawsze późną jesienią ostatni raz pływał w jeziorze i w ten sposób zamykał letni sezon. - Nie wiem, kiedy pojadę na Mazury - wyjaśnił. Jurek był alkoholikiem, podkreślał, że jak ktoś był alkoholikiem to pozostaje nim do końca życia, nawet jak nie pije, musi się mieć na baczności. Jednak nigdy nie było sytuacji, by komentował jakąś galę na gazie. Był tylko jeden przypadek, gdy trochę popił. To było w Las Vegas, gdy polecieliśmy na jedną z walk Gołoty. Kulej spotkał tam jakiegoś gościa ze Stalowej Woli, który w młodości go podziwiał i bardzo chciał zjeść z nim kolację. Kolacja się przeciągnęła i Jurek zabalował trochę dłużej. Wstałem rano, były ze dwie godziny do odlotu, a Jurka nie było w hotelu. Zbierałem się już do wyjścia na lotnisko, a tu w ostatniej chwili wpada Jurek. Zdążył w ostatniej chwili. Jurek za życia nie manifestował religijności, ale przed śmiercią pogodził się z Bogiem. Mam nadzieję, że w niebie gadają sobie o boksie z Felem Stammem i Kaziem Paździorem.

M - Michalczewski Dariusz. Darek podczas swojej kariery doskonale rozumiał pracę dziennikarzy i wiedział, że potrzebują ciekawych informacji. Kiedyś - pamiętam - miał wypadek na autostradzie w Berlinie. Chwilę po zdarzeniu, jeszcze z autostrady, dzwoni do mnie. "Andrzej, miałem stłuczkę swoim mercedesem, chcesz jakieś fotki z miejsca kolizji?" To była niedziela, szykowaliśmy właśnie gazetę na poniedziałek, a tu niespodziewanie wpadł nam taki temat. Darek wysłał zdjęcia, a my zrobiliśmy story pod tytułem: Wypadek Michalczewskiego na autostradzie w Niemczech. Życzyłbym każdemu dziennikarzowi, żeby mógł współpracować z takimi pięściarzami jak Tiger. Darek zawsze miał coś ciekawego do powiedzenia, zawsze był chętny do rozmowy. Niektórzy mówią, że szybciej mówi niż myśli. Może coś w tym jest, ale wolę takich raptusów, niż dyplomatów, którzy nigdy nic ciekawego nie powiedzą. Miał swoje różne grzeszki. Były naciski, żeby pisać o tym, ale nie dałem się namówić. Zainteresowani wiedzą, o co chodzi. Kiedyś Darek szedł z Jankiem Dydakiem i zaczepił ich jakiś pijak. Porywczy Janek chciał mu od razu przypierd…, ale Tiger odwiódł go od tego. Uspokoił prowodyra, a po chwili sprzedał mu lufę na bebechy. Po czym powiedział do Janka: "Gdybyś przywalił mu w łeb, byłyby problemy, a tak dostał za swoje i nie ma śladów." Cały Darek, jak go nie uwielbiać. Cieszę, że odniósł sukces w biznesie. Gdy mężczyźni mają po kilka żon, to zazwyczaj zostają biedakami, jak na przykład Holyfield. Darek jest wyjątkiem. Wykształcił synów, ma wspaniałą żonę i stać go także na pomaganie innym.

W - Włodarczyk Krzysztof. Lubię ludzi, którzy ciężką pracą dochodzą do sukcesów, a Krzysiek Włodarczyk jest takim człowiekiem. Zbyszek Raubo, jego pierwszy trener, twierdzi, że zdecydowanie większym talentem od Włodarczyka był Krzysztof Cieślak. Jednak Cieślak nic nie osiągnął, a Diablo był mistrzem świata. Do tego sukcesu doszedł ciężką pracą. Pamiętam jego walkę na mistrzostwach Polski w Płońsku, gdzie zlał go Wojciech Bartnik, zaprowadził go do bokserskiego przedszkola, wygrał 9:1. To jednak w tym przegranym pojedynku Andrzej Wasilewski dostrzegł jego talent. Szkoda, że w życiu osobistym Diablo się nie układa. Bardzo go lubię, ma serce na dłoni. Gdyby jeszcze był bardziej punktualny, umawia się na 14, a przyjeżdża godzinę później. Ale tu chyba już nikt go nie zmieni. Mam nadzieję, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa i że odzyska pas mistrza świata. Chętnie zobaczyłbym jego walkę z Arturem Szpilką, na razie tylko obaj podgrzewają atmosferę. Ale wiem, że są przymiarki do tego pojedynku na Polsat Boxing Night. Ale chyba jeszcze nie w 2016, raczej w 2017. To byłby hit. Klasyczna walka nienawiści, nieudawanej, ale prawdziwej.

Pełna treść artykułu na blogu "Po Gongu" >>

Add a comment

Dmitrijs Ovsjannikovs (2-8-2, 0 KO) dwukrotnie walczył na polskich ringach - zremisował z Tomaszem Mazurem i przegrał na punkty z Maciejem Miszkiniem. Dziś na gali w Żyrardowie Łotysz sprawdzi nowego zawodnika grupy Fight Events - Daniela Bociańskiego (2-0, 0 KO).

Add a comment

Dziś na gali grupy Fight Events w Żyrardowie dojdzie do pojedynku rewanżowego pomiędzy Tomaszem Królem (1-1-1, 1 KO) i Marcinem Ficnerem (2-9-3, 0 KO). Pierwsza walka pięściarzy zakończyła się wynikiem remisowym.

Add a comment

Gerard Ajetovic (27-14-1, 13 KO) okazał się zdecydowanie zbyt trudnym przeciwnikiem dla niedoświadczonego jeszcze na ringach zawodowych Michała Gerleckiego (11-1, 6 KO). Polski "półciężki" nie był w stanie poradzić sobie z szybkością i wyszkoleniem technicznym rywala i z dziewięciu pierwszych starć swoją wyraźniejszą przewagę zaznaczył tylko w jednym. W dziesiątej rundzie Ajetovic dwukrotnie rzucił Gerleckiego na matę. Po wznowieniu akcji Serb ponowił atak, a sędzia ringowy zdecydował się na przerwanie nierównego boju.

Robert Świerzbiński (15-4-1, 3 KO) jednogłośnie wygrał na punkty z Sebastianem Skrzypczyńskim (11-12-2, 5 KO). Po dziesięciu odsłonach sędziowie punktowali 97-93, 98-92, 100-90.

Mateusz Rzadkosz (2-0, 0 KO) po bardzo kontrowersyjnym werdykcie pokonał niejednogłośnie na punkty Ivana Murashkina (2-1-1, 1 KO). W przekroju pojedynku pięściarzem wyraźnie lepszym był Białorusin, jednak sędziowie punktowali 58-57, 58-56 i 55-59.

W pojedynku w kategorii ciężkiej Marcin Brzeski (6-0, 4 KO) zastopował w czwartej rundzie Władimira Letra (5-5, 2 KO). Przed przerwaniem pojedynku Letr lądował na deskach cztery razy.

Add a comment

A - Adamek Tomasz. Wielki wojownik. Widać to było zwłaszcza w pierwszej walce z Paulem Briggsem, gdy walczył ze złamanym nosem. On przed walką nikomu o tym nie powiedział. W tym pojedynku zdobył pas WBC, którego… nie dostał po walce, bo gdzieś zaginął facet z federacji, który miał mu wręczyć ten pas. Po gali w United Center szliśmy z fotoreporterem Wojtkiem Kubikiem na postój taksówek. Po drodze spotkaliśmy Ziggy’ego Rozalskiego, który zaproponował nam podwózkę do hotelu. Wsiedliśmy do limuzyny, która miała z dziesięć metrów długości i zaczęliśmy rozmawiać o tej kuriozalnej sytuacji z zaginięciem pasa. Naszej rozmowie przysłuchiwał się facet, jakiś znajomy Ziggy’ego, który w pewnym momencie spytał po angielsku: O czym tak dyskutujecie? Wytłumaczyłem mu, że Adamek zdobył mistrzostwo świata, ale nie dostał pasa czampiona. Na co on pokiwał głową i stwierdził ze śmiechem: "Jak mój wujek rządził w Chicago, takie sytuacje były nie do pomyślenia, wtedy w mieście panował porządek…" Potem Ziggy mi wyjaśnił, że to znany nowojorski adwokat Joseph Capone, bratanek słynnego gangstera Ala Capone. A zaginiony pas na szczęście później się znalazł i trafił w ręce "Górala".

B - Bowe Riddick. Żałuję, że nie poleciałem na jego pierwszą walkę z Andrzejem Gołotą w Nowym Jorku. Za to byłem na ich rewanżowym pojedynku. Wspomnienia z tej ringowej wojny pozostaną mi do końca życia, bo to był najbardziej dramatyczny pojedynek, jaki w życiu widziałem. Tam po prostu unosiła się śmierć nad ringiem. Podczas robienia notatek w trakcie walki, tak drżały mi ręce, że później nie mogłem odczytać tego, co napisałem.

C - Champion: Krzysztof Głowacki. Skomentowałem setki pojedynków o mistrzostwo świata, dziesiątki z udziałem Polaków i powiem szczerze, że to była jedna z tych walk (Głowacki vs Huck - przyp.red.), która dała mi najwięcej radości. Tu nie chodzi tylko o skalę sensacji, bo wszyscy się zachwycają i mówią: walka roku, sensacja roku, runda roku. Według mnie Głowacki za jednym zamachem zdobył dwa tytuły mistrza świata, bo mistrzostwo zdobył zarówno jego duch jak i ciało. Jak padł na deski w 6. rundzie, to jego ciało mówiło: leż chłopie, nie wstawaj, ale duch wygrał z ciałem, bo Głowacki wstał i walczył dalej.

D - Don King. Największy bajerant w historii boksu i najtwardszy łeb. Gdy go kiedyś przebadano, okazało się, że w głowie miał resztki śrutu po tym jak do niego strzelano z 50 lat temu, gdy był młody. Wiele razy z nim rozmawiałem, zawsze był chętny do pogawędki, kilka razy zaskoczył mnie bogatym słownictwem, świadczącym o tym, że mimo braku wielkiego wykształcenia, jest inteligentnym człowiekiem. Był kreatorem mistrzów i najbardziej barwną postacią w środowisku promotorów. Nie byłem przy jego rozliczeniach z pięściarzami, ale wzorem uczciwości to on chyba nie był. Pamiętam, że na walkę Tomka Adamka z Urlichiem przyjechał do Niemiec mercedesem, który miał złote felgi i złotą rurę wydechową. Bajerant, ale z klasą.

Eminencja szara, czyli Marian Kmita. Śmieję się, że to jest facet, który urodził się ze złotą łyżeczką w ustach. Bo jak król Midas, czego się nie dotknie, zamienia w złoto. Czasami mu z tej łyżeczki wypadnie diament i siatkarze przegrają ze Słowenią (i chyba z milion z reklam w plecy). Ale chwilę wcześniej piłkarze zakwalifikowali się na Euro we Francji, będą wielkie reklamowe żniwa i złota łyżeczka wzbogaci się o wielki brylant, będą miliony zarobku z reklam. Kupił mistrzostwa świata w siatkówce w Polsce - i było złoto. Potem wziął na klatę wściekłość kibiców za zakodowanie siatkarskich mistrzostw świata, chociaż - z tego co wiem - ta złość powinna być skierowana głównie na premiera Tuska. MŚ stały się ofiarą jego politycznych gierek mających osłabić pozycję wicepremiera Schetyny. Bez dwóch zdań Kmita jest najpotężniejszą postacią w polskim boksie, bo to do niego ustawiają się kolejki promotorów, żeby ustalić, kto wystąpi na antenie Polsatu. Dzięki niemu (i oczywiście pieniądzom prezesa Solorza) sławę zdobyło wielu polskich pięściarzy z Krzysztofem Włodarczykiem i Arturem Szpilką na czele. Czasami łatwiej dodzwonić się do Billa Clintona niż do Mariana Kmity. Jest twardym negocjatorem, zawsze spokojny, opanowany, nigdy nie widziałem go poddenerwowanego. Promotorzy skarżą się, że za mało im płaci, że wyciska jak cytrynę. I chyba tak jest. Nie mogę ujawnić, ile Polsat zapłacił za galę w Newark, podczas której Głowacki zdobył pas WBO, ale mogę zapewnić, że z ceny początkowej Kmita zbił olbrzymią część. I na tym właśnie polega jego fenomen.

F - Feliks Stamm. Bez wątpienia, obok Kazimierza Górskiego, najwybitniejszy trener w historii polskiego sportu. To był człowiek, który miał wielki talent trenerski. Potrafił oszlifować każdego boksera, którego wziął pod swoje skrzydła. Działał jak komputer najnowszej generacji, bo wszystko miał w głowie. Felek Stamm wymyślał rzeczy nieprawdopodobne. Jurek Kulej opowiadał mi, że walczył kiedyś z jakimś dobrym Niemcem i nie mógł sobie z nim poradzić. Wtedy Stamm kazał mu… pozwolić się trafić w czoło, które jest bardziej odporne na ciosy niż szczęka. Przyjąć ten cios i natychmiast, zanim ręka Niemca wróci do szczęki, strzelić lewy sierpowy. Kulej postąpił zgodnie z tym misternym planem. Dał się trafić, potem oddał sierpowym, po którym Niemiec nakrył się nogami i było po wszystkim. Pamiętam też ten słynny finał IO w Tokio, w którym Jurek Kulej walczył z Jewgienijem Frołowem. Felo (mogę tak mówić o słynnym trenerze, bo kilka koniaczków z nim wypiłem) namówił Jurka, żeby rozpoczął walkę spokojnie i nie atakował rywala. W pierwszej rundzie nic się nie działo, w drugiej to samo, dopiero w trzeciej rundzie Jurek ruszył na rywala i zdobył medal olimpijski. To był kolejny przebłysk jego trenerskiego geniuszu.

G - Gołota Andrzej. Trzeba zjeść beczkę soli, żeby zrozumieć tego faceta. Pamiętam go jeszcze z czasów amatorskich. Od razu było widać, że to wielki talent, ale nie był zbyt silny psychicznie. Janusz Gortat opowiadał mi, że przed jednym z meczów spał z nim w jednym pokoju. Andrzej wstawał w nocy i strasznie się kręcił. A to pił wodę, a to chodził do łazienki, a Janusz nie mógł spać. W pewnym momencie spytał go: Andrzej, co się tak denerwujesz? Przecież walczysz z Klepką. Wejdź do ringu, stuknij nogą w matę i już po Klepce.. Na drugi dzień tak właśnie się stało. Wygrał z Klepką przed czasem. Ale co się nastresował przed walką to jego.

G - Gmitruk Andrzej. Postać książkowa. Nie ulega wątpliwości, że obecnie jest najwybitniejszym polskim trenerem. To jest facet, który ma niesamowite oko i potrafi zarazić entuzjazmem swoich pięściarzy. Wielki fachowiec, ale też wielki farciarz. Andrzej zawsze ma sto spraw na głowie. Jak ci obiecuje, że coś sprawdzi i oddzwoni, to masz sto procent pewności, że zapomni, bo będzie miał na głowie sto pierwszą sprawę do załatwienia czy omówienia. Mieszka teraz pod Warszawą, gdzie kręci się trochę typków spod ciemnej gwiazdy. Uwielbiam opowieści Andrzeja jak to sobie z nimi radzi. Kiedyś podjechali samochodem, zadzwonili do jego domu w nocy i chcieli papierosy. Andrzej, wyjaśnił im, że nie pali, ale ma chyba w domu jakieś. - Tylko pośpiesz się, stary ch… - stwierdził ten siedzący obok kierowcy. Gmitruk wkurzył się nie na to, że go popędzał, ale na tego "starego ch…". Wziął z domu najmniejszą giwerę jaką miał (a ma ich kilka) i… strzelił typkowi w kolano. Więcej już go o papierowy nie prosili. Takich opowieści Andrzeja można przytaczać dziesiątki. Ostatnia jak chciał nastraszyć meneli, którzy zrobili sobie melinę w starej, opuszczonej cegielni. Strzelił z jakiejś rusznicy i komin się zawalił.

Pełna treść artykułu na blogu "Po Gongu" >>

Add a comment