Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Max SchmelingWstąpił do Ring und Stemmklub w Benrath, gdzie hodują znakomitych piłkarzy, ale nie dźwigał ciężarów, ani nie kładł nikogo na łopatki. Zamiast tego - dźwigał rury, zakładał wodociągi.

Pracował, dorastał. Dojrzewał. Poznawał nowych ludzi. Uczył się służbowego tonu wobec kierownika, uległości wobec wpływowych majstrów, lekceważenia w stosunku do maluczkich. Uczył się życia, nabierał szlifu, stawał się kompletnym człowiekiem. Dopiero tu, z dala od domu, przy ciężkiej pracy zdobywał te najdziwniejsze właściwości ludzkiego charakteru, które pozwalają nam postępować wbrew przekonaniom, gardzić samym sobą i umiejętnie dyplomatyzować z własnym sumieniem. Dopiero tu nabrał tych cech, bez których wielkie kariery byłyby rozbite u samego początku kulą samobójcy, albo zorganizowanym oporem otoczenia. Nauczył się kompromisu. Niewypełnione pracą pozostawały mu niedziele. Wobec tego w niedzielę biegał, skakał, walczył, zamykał przeciwników w zapaśniczym uścisku...

Któregoś dnia, kiedy wywinął młynka 80-kilogramowym piekarzem i jeszcze parskał z wysiłku, rąbnięto go z całej siły w ramię.
- Max!
- Idź do cholery, albo ci łeb skręcę!
- Max, chcę z tobą poważnie porozmawiać.

Stary Biel był wyjątkowo uroczysty. Znał go od kilku miesięcy jako miłego kompana, któremu warto postawić halbę piwa. Biel wiele widział, był w Kamerunie, pracował w rzeźniach Milwaukee, odbywał na czteromasztowych szkunerach rejsy zbożowe do Norwegii, był szoferem u wielkiego księcia o sześciu imionach, boksował na Filipinach, siedział w niewoli u dalekowschodnich Annamitów, praktykował u hinduskich jogów. Kto go zresztą wie? Może kłamał?  Wolno przecież kłamać w Dusseldorfie o sprawach tak odległych od walcowni huty i czerwonych magazynów. Jeśli więc bujał- robił to znakomicie! Nikt nie może doszukać się w jego opowieściach sprzeczności, nic nie było w stanie zbić go z tropu.
Jeśli chodzi o Maxa- nie zastanawiał się nawet nad domieszką kłamstwa w bielowych historiach. Nie było to dla niego ważne. Nawet, jeśli było w tym 90 procent bujdy, to i tak warto było posłuchać barwnych krajach i barwnych ludziach, których on- robotnik budowlany- nie będzie miał sposobności obejrzeć. Poza tym Biel znał sztuczki z kartami, umiał wyginać zabawne figurki z kawałka drutu i miał różne pomysły, które mogły uświetnić chrzciny u majstra. Max sztuczek nie umiał i w żaden sposób nie mógł pojąć, jak w odwróconej talii można odnaleźć dowolną kartę lub zgadnąć imię obcego człowieka. Biel symbolizował dla niego cały romantyzm włóczęgi i tajemnicę podwórzowej mistyki. Lubił go. Więcej- Biel mu imponował.

- Może odpoczniesz Max? Mogę chwilę zaczekać.
- Co chcesz?
- Pogadać. Mam dla ciebie biznes. Będziesz zadowolony.
- Ja nie mam tu nic do roboty. Poczekaj chwilkę, ubiorę się i wstąpimy na piwko.
- O’ key!

Przylepił papierosa do wargi i zaczął powoli smakować dym.
Klub zapaśniczy był przybudówką sporej restauracji, w której można było rozkoszować się smakiem czterech gatunków piwa i zagryzać parówką w krwawym sosie. Poza tym były tylko posiłki krzepiące ducha: portret Jego Cesarskiej Mości Cesarza Wszechniemiec i Króla Pruskiego Wilhelma II, obecnie przesłonięty wieńcem z dębiny i laurów i portret najdzielniejszego z niemieckich lotników wojskowych von Richthoffena. Osobna szafka zawierała tuzin zaśniedziałych pucharków i zbiór zdobycznych szarf za ostatnie ćwierćwiecze.
O dwa metry od portretu Wilhelma znajdowały się za kontuarem niskie drzwiczki, przez które teraz, co chwila nurkowali robotnicy.

- Dokąd on? - rzucił Max rozparłszy się przy heblowanym stole.
- Posiedzenie. Dziś jest dzień Klubu Socjalistycznych Wolnomyślicieli. Najpierw będą mieli pretensję, że ludzie wierzą w Boga, potem jednogłośnie zażądają konfiskaty dóbr cesarskich, a wreszcie, jak się upiją- zaśpiewają Deutschlandlied i Gott erhalte. Ja ich znam. W każdy czwartek jest ta sama heca!
- Socjaliści?
- Każdy z nich ma legitymację SDP. Ale idź do sekretarza i powiedz, że socjalizm polega na tym, by on zrównał swoje zarobki z najbiedniejszym monterem- skoczy ci do oczu i jutro będzie nacjonalistą, centrowcem czy monarchistą. Swołocz! Nie mają charakteru, nie mają sprytu...
U ciebie Max podoba mi się właśnie, że potrafisz wykonać to, co zamierzałeś. Kim ty chcesz być?
- Podróżnikiem.
- Idiotyzm. Podróżnik to przecież nie fach, nie zajęcie, ale rzecz uboczna. Podróżnik- to tylko określenie miejsca pobytu. Ale musisz zdecydować się na jakieś zajęcie. Możesz być podróżnikiem, ale musisz być jednocześnie artystą, robotnikiem, monterem, śpiewakiem czy złodziejem.
- Oj, co to za głupstwa!
- Nie o to chodzi. To tylko przykład; zrozumiałeś?
- Słucham Biel.
- Postanowiłem wykierować cię na człowieka, dać ci w ręce fach, który pozwoli na najdalsze podróże zagraniczne nie mając grosza za pazuchą. Czy już wiesz, skąd wieje wiatr?
- Myślę, że nie. Nie bardzo cię rozumiem.
- Prosta rzecz, zostaniesz moim pomocnikiem!
- Jak to, Biel? W fabryce?
- Jeszcze jedno podobne pytanie i dojdę do wniosku, że jesteś za głupi na współpracę ze mną. Milcz i słuchaj do końca: zakładam cyrk. Kierownictwo artystyczne, dyrekcja finansowa, organizacja spektakli- to wszystko ja. Kilka numerów oraz moje generalne zastępstwo- ty! Poza tym na razie nikogo. Nie trzeba dzielić zysków.

cdn

Z narożnika tetryka: Max Schmeling (1) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (2) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (3) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (4) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (5) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (6) >>

Opracował Krzysztof Kraśnicki, colma1908.com{jcomments on}