Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Max Schmeling- Prawa- czy lewa?
- Zawsze to samo... Nie marudź, dawaj, prędzej!
- Prawa- czy lewa?
- Prawa do diabła! Wiesz, że lewą bić nie potrafię!
- To się naucz. Ciągle trzeba ci ustępować! Każdy woli prawą, ale musi być jakaś sprawiedliwość. Bierz ją, ale- warunek: nie wolno ci walić z całej siły ! Nie dotrzymasz słowa- zawołam kierownika i raz na zawsze odejdzie ci ochota do głupich żartów. Zrozumiano?

Max kiwał głową obojętnie i zgadzał się na wszystko, byle otrzymać prawą rękawicę. Ten zabawny jednoręczny trening został klubowi narzucony przez skąpego skarbnika, który przekonał zarząd, że jedna para rękawic może doskonale obsłużyć wszystkich miłośników boksu.

Bo też to był boks... W obozach jenieckich w Anglii Niemcy zapoznawali się z zasadami walki bokserskiej i zarazki pięściarstwa przywieźli do Reichu. Ale w tym momencie, nim boks zdobył widownię, nim oswoiły się z nim tłumy, które terminem boksu nazywały wszystkie czynności mające cokolwiek wspólnego z uderzeniem, na które ubogi język dotąd nie posiadał precyzyjnego określenia.

Jeśli dżentelmen w marynarskim trykocie łyknął sobie rumu, a potem skuł mordę słabszemu rywalowi- to oczywiście mówiło się o zboksowaniu przeciwnika. Jeśli nad brzegami Elby w Altonie uwijali się skorzy do bójki, a pozbawieni kryminalnego piętna mokrej roboty osobnicy- to byli to (rzecz oczywista) czystej krwi bokserzy. Jeśli na podeście portowej knajpy pokazywała się „najsilniejsza kobieta świata”, którą można było palnąć po postawieniu kieliszka anyżówki w wybrzuszony plexus solaris- to był to z pewnością był to z pewnością najprawdziwszy pięściarz.

Korzystając z egzotyczności boksu często nadużywano jego nazwy. Ten skarbnik propagujący ze względu na oszczędność walkę jednoręczną, nie był  idiotą, ani jakimś złośliwcem. Dwa, albo trzy razy nieudolnie przetłumaczone z angielskiego podręczniki boksu wiele mówiły o klasyfikacji ciosów, uczyły wyprowadzania haków, swingów czy uppercutów, ale nie były w stanie zaszczepić ducha pięściarskiej walki, ani stworzyć pojęcia walki dżentelmenów.

Boks był czymś groźnym, niebezpiecznym i- rynsztokowym. Boks był chwytem wyszkolonego łobuza, tak jak szpada była przez cztery wieki bronią dobrze urodzonych nierobów.
Dlatego też popularność boksu nie szła z góry. Dlatego też boks nie znajdował odpowiedniego gruntu tam, gdzie nie istniało pojęcie demokracji. Tym sposobem walki musieli zainteresować się w pierwszym rzędzie maluczcy, przy których boku nigdy nie wisiała ostra klinga i którym ze względów publicznego bezpieczeństwa odmawiano zezwolenia na broń palną. Pozbawiony broni proletariat instynktownie zaczął szykować pięści.

Z tego procesu Max z pewnością nie zdawał sobie sprawy. Ćwiczył bok, bo nikt w klubie nie był w stanie wytrzymać jego uderzenia z prawej. Nie lubił worka, gruszki ani przyrządów; przyjemność sprawiało mu widzieć na widelcu przeciwnika, podniecała możliwość znokautowania partnera...

W tych warunkach niełatwo było znaleźć mu kolegę. Mimo najświętszych przyrzeczeń, mimo uroczystych zobowiązań Max po dziesięciu dziecinnych stuknięciach tracił kontrolę nad mięśniami. Wówczas pierwszy celnie ulokowany hak kończył walkę, a Schmeling tracił na co najmniej miesiąc tracił zniechęconego partnera. Przeciwnicy nie mogli darować Maxowi tego ciosu, Schmeling nie mógł im wybaczyć tchórzostwa. Jeśli trafiał na jegomościa, który zniechęcony bolesnymi uderzeniami opuszczał ręce i przejawiał chęć wycofania się z walki, budziła się w nim nienawiść i poczucie niesprawiedliwie odebranej zabawki. Był wtedy bezlitosny, jak dziecko i nieopanowany, jak wariat. Bił w bezbronny ludzki manekin tak długo, dopóki nieruchomy partner nie osunął się pod nogi.

Kariera akwizytora nie mogła imponować zaciętej, małomównej i bojowej naturze. Nie czuł się dobrze w skórze mydłka zachwalającego inseraty tylko dlatego, że procenty od zdobytych ogłoszeń pozwalały mu na wegetację. Przekonywanie klientów zbyt wiele miało wspólnych cech z żebraniem. A Schmeling był awanturnikiem, nigdy nie poniżył się do dziadowania.
Zerwał z akwizycją. Gwizdnął na przywileje pracownika umysłowego. Temu konkretnemu człowiekowi potrzebna była konkretna praca. Chociażby praca zwykłego robotnika w hucie żelaza. Przez kilka miesięcy miał za zadanie łapać cęgami arkusz żelaza i kierować go do sprytnej maszyny (nazywali ją między sobą fabryką wafli), która zwijała i spawała go w rurę. Smażył wafelki tak długo, aż oparzył sobie rękę.

Wówczas stracił zajęcie i ochotę do pracy w walcowni. Zaczął marzyć o podróżach. Przecież to nie ma sensu tkwić w Hamburgu, kiedy codziennie port opuszcza kilkadziesiąt statków, z których każdy obiecuje więcej niż to miasto rezygnacji wilgoci i szczurów. Wyrwać się w świat, zobaczyć Amerykę, zwiedzać obce kraje, poznać innych ludzi- to jest życie!
Do zcego natomiast może doprowadzić gnicie w Hamburgu? Do awansu na majstra i do zdobycia własnego domku o trzy mile za miastem. Czy to jest przyszłość? Czy to ma być zachęta do pracy? Czy to jest doping do codziennej, ogłupiającej pracy?
Niech diabli porwą taką karierę! Ogródek i funkcję majstra zostawmy mieszczuchom! Ludzie czynu, ludzie życia mają odwagę rzucić się w wielkie wiry. Wszystko do zyskania, nic do stracenia!
Skończył expose i czekał na odpowiedź matki.
- Więc co chcesz robić?
- Zostanę marynarzem, jak ojciec!
Siwa głowa pochyliła się. Stare oczy napłynęły wodą morską. Szloch! Skowyt!
- Przysięgałam... Świętemu Krzysztofowi przysięgałam, że nigdy nie pozwolę! Dosyć miałam przygód ojca, dosyć wiecznego niepokoju, dławiącego oczekiwania, niecierpliwego wyglądania. Ty- nigdy! Przysięgałam - jeśli ojciec umrze śmiercią naturalną - dość tej prowokacji Boga: ty nie zostaniesz marynarzem! Ty - najstarszy syn...

Nie został marynarzem. Pracował na budowie, kopał fundamenty. Ale w Hamburgu nie został. Powędrował na zachód, do wielkich skupisk pracy. Osiadł w Duesseldorfie.
W tej nadreńskiej mieścinie rozpoczął karierę pięściarza zawodowego, tym różną od innych, że nie zaznał amatorskiego stażu.

cdn

Z narożnika tetryka: Max Schmeling (1) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (2) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (3) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (4) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (5) >>

Opracował Krzysztof Kraśnicki, colma1908.com{jcomments on}