Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

SchmelingKtóregoś dnia Max zdobył umowę na duże ogłoszenie. Tak duże, że dopuszczono go do spółki przy umieszczaniu reklam hamburskiego Derby. Za jednym zamachem jego kieszeń została zasilona astronomiczną kwotą nic nie wartych marek.

Nastały czasy, kiedy nawet Niemcy przestali oszczędzać. Nawet przeciętny ciułacz zrozumiał, że jedyną odpowiedzią na inflację jest natychmiastowe wydanie wszystkich pieniędzy. Państwo żyło ponad stan i drukowało różnobarwne papierki, więc i obywatel musiał żyć ponad stan, bo inaczej był bity po kieszeni. Natychmiast trzeba było wydać cały zarobek zanim jeszcze go otrzymano. Ale nim połapali się w tym biedacy żyjący grochówką i kartoflami, inflacyjna maszyna wysysała z nich ostatni grosz na rzecz państwa i giełdowych spekulantów. Te sprytne nieroby w lot zorientowały się, jakie korzyści może dać zaciągnięcie pożyczki lub żonglerka akcjami.

Tak zwany lud ( w chwilach uroczystych rodacy, w momentach szczerości hołota) podpatrzył te gierki dopiero po wielu miesiącach i był swym odkryciem zachwycony. Zaczął je naśladować. Jejmoście z jarzynowymi koszykami w ręku, najdrobniejszego żwiru burżuazja zaczęła odwiedzać banki, uczyć się operacji giełdowych, zgłębiać krzywą kursów. Panowie z wytartym siedzeniem i taki samym groszem zapełniali marmurowe halle, kupowali cedułki i rozmawiali o hossie, bessie, ultimo. Wyrastała jedyna w swoim rodzaju, powstała z małpiarstwa i rozpaczy,  kategoria graczy giełdowych.

Schmeling też grał na giełdzie-  a jakże! Nauczył się wypełniać żółte scheiny zlecające natychmiastowe kupno akcji Siemensa czy Borsiga po kursie nie wyższym niż...

Kupował, sprzedawał... Czy zarabiał? Tak przynajmniej Maxowi się wydawało. Stale dostawał- mimo bankowych potrąceń - większe sumy niż płacił, ale zapomniał o jednym: że gdyby kupił kawałek złota i zamknął go w szafie, zarabiałby w szybszym tempie, niż na akcjach. Zarobek był pozorny. Pieniądz spadał szybciej, niż zwiększały się jego zyski akcyjne.
Zarobione na ogłoszeniu pieniądze były wielkie. Można było za nie kupić garnitur, zaopatrzyć się w rower, można było sprawić sobie wyżymaczkę z prawdziwym gumowym wałkiem.
Max nie kupił roweru, tym bardziej nie zafundował sobie wyżymaczki. Podzielił forsę i za jej większą część sprawił sobie akcje Stinnesa. Resztę przeznaczył na... poznanie życia.

Postanowił pójść do nocnego lokalu.
Tańczyć umiał od dawna, nauczony w hamburskiej drewnianej sali. Zresztą nie szedł przecież, żeby się bawić czy tańczyć. Szedł popatrzeć, zobaczyć jak wyglądają szaleństwa wyższych sfer. Nie potrzebował nawet towarzystwa- przynajmniej damskiego. Zaplanował, że pójdzie z informatorem giełdowym, chłopakiem szemranym, bywalcem najwykwintniejszych salonów. Usiądą sobie w jakimś ciemnym kącie, by przez kilka godzin złapać jak najwięcej tego powietrza.
Harry zgodził się bez problemu, ale postawił warunek: ubierzesz się jak ci każę i pokrywasz cały rachunek!
- Oczywiście Harry!
Sprawdził węzeł krawata, wygiął rondo kapelusza. Można iść!
- Pojedziemy. Nie będę szedł trzy kilometry po błocie.

The Golden Swallow znajdował się o kilka minut drogi, ale kłócić się o taki drobiazg nie miało sensu. Portier czerwony jak rak i wielki jak koszary pułku gwardii, przychylił się do ziemi i szeroko rozsunął drzwi. Dwaj chłopcy ze złotymi jaskółkami na kołnierzykach czekali na palta. Max dostał blaszkę, wręczył banknot. Zamiast reszty boy oddał mu pełen wdzięczności ukłon. Teraz należało manewrować w ten sposób, by Harry szedł przodem, a samemu robić to samo co jego kompan. Weszli w korytarzyk, na którego końcu czekał dyrektor sali. Harry zdążył szepnąć:
- Tu nie teatr. Za szatnię zapłacisz drugi raz przy wyjściu...
Wzruszył ramionami. W tej chwili było mu to obojętne.
- Panowie pozwolą: na salę czy na górkę?

Maitre biegł przed nimi i prowadził prosto do upatrzonego stolika. Harry lekko się kolebał, lewa ręka w kieszeni, wzrok obojętnie witający gości. Max też wsunął rękę do kieszeni, też wydłużył krok, ale oczy wbił w plecy towarzysza. Nie dostrzegał otoczenia. Wie, że przechodzili obok dancingowego parkietu, pamięta kilka błyszczących sukien i kilka czarnych pleców smokingów, zdaje sobie sprawę, że przejście okupił kilkakrotnym "przepraszam".

Dopiero przy stoliku zaczął wzrokiem penetrować salę. Była to olbrzymia kopuła nakryta szklanym dachem. Parkiet był zatłoczony i w pierwszej chwili trudno było nawet przyjrzeć się tańczącym. Siedzieli stanowczo zbyt blisko. Pogląd Maxa na nocne życie Hamburga stale przesłaniały jakieś plecy.

Z tyłu, pod ścianami mieściły się loże. Kiedy łysy maestro skończył grać, wszystkie przejścia zapełniły się parami. Dziękowano sobie i kłaniano się dość obojętnie. Większość jednak ciągle stała na środku i biła brawo. Skrzypek ukłonił się raz jeszcze, podszedł do fortepianu i uderzył w klawisze. Spłynęła melodia tanga.
Na pięterku otaczającym salę też znajdowała się orkiestra. Skrzypek umieszczony w bocianim gnieździe wisiał nas samym parkietem, filar imitował maszt.
Maxowi czas wypełniało rozglądanie się po sali, ale Harry denerwował się jak rasowy bywalec. Wertował kartę win, lustrował sąsiadów, porównywał nakrycia stolików, wreszcie kategorycznie zawyrokował:
- Biorę Vermouth. A ty?
- Ja... ja też. I bombę jasnego!
- Jak sobie chcesz.
Podniósł słuchawkę (Max dopiero teraz zauważył, że stolik ma własny telefon) i przekręcił kółko automatu.
- Stolik 148. Proszę podać: butelkę Cinzano, bombę piwa monachijskiego. Tak, tak, jasnego!
Nachylił się do Maxa.
- Fajne urządzenie, co? Każdy stolik ma swój numer. Jak nie możesz dojrzeć - zajrzysz do planu sali w karcie. Dzwonisz i gadasz z tą kobitką, która ci się podoba, oczywiście nieobowiązująco. Ale jeśli chcesz- możesz ją zaprosić do swego stolika, umówić się na jutro lub razem wyjść z sali, nikt na was nie zwróci uwagi. Bardzo sprytne urządzenie towarzyskie! A jak nakręcisz tylko dwie cyfry stolika, przychodzi kelner. Zaraz zobaczysz!

Kelner przyszedł z obrusem, pikolak ze szkłem. Nakryli, naleli, zniknęli. Harry nie podarował im ani jednego spojrzenia. Wytężonym wzrokiem patrzył na lożę, gdzie siedziały dwie samotne panie. Pożerał wzrokiem dziewczę w sukni z czarnej łuski. Zapominając o telefonie, o wszelkich udogodnieniach, o fasonie i o winie pomknął do upatrzonego stolika. Nim doszedł, dwumetrowy olbrzym już kłaniał się czarnej syrenie. Ale widocznie Harry więcej wskórał ognistym spojrzeniem, bo dama miała dla olbrzyma tylko uśmiech i odmowę:
- Bardzo żałuję, temu panu obiecałam wcześniej.
Harry tańczył. Olbrzym o lnianych włosach siedział samotnie przy stoliku i czekał. Max pociągnął łyk brązowego Vermouthu i odstawił kieliszek ze wstrętem. Trąciło apteką. Piwo stanowczo było lepsze!

Bezczynne siedzenie stawało się nudne. Harry mrugał z sali, by wziąć dziewczynę do tańca. Max ocenił stopień trudności przechodzenia przez parkiet i zorientował się, że ze względów komunikacyjnych najbardziej wskazane jest zaangażowanie tancerki z tego samego stolika, przy którym siedziała syrena Harry’ego. Dziewczyna była trochę za niska, ale bardzo miła i uległa. Tańczyła doskonale, poza tym nie stawiała pytań, nie narzucała rozmowy i nie wymagała, aby traktował ją jak królową. W czasie tańca obłaskawiła się, położyła główkę na torsie Maxa.

Wkręcili się w tłum, tańczyli ledwie przestępując z nogi na nogę. Było zbyt ciasno na jakiekolwiek popisy i ewolucje. Taniec w sensie pozytywnym sprowadzał się do zbliżenia, w sensie negatywnym- do wymijania pantofelków partnerki. Na nic innego nie było miejsca. Nagle i te ruchy ustały. Ręce opadły w dół. Ludzie wspięli się na palce i z radością patrzyli w stronę lóż. Czarna syrenka stała jak posąg rozpaczy, Harry na ziemi! Głowa zwisała na krześle... Olbrzym oddalał się wielkimi krokami. Max skoczył jak oparzony. Wyrwał się z parkietu. Przejście zatarasowane było kelnerami.
- Lassen Sie ihn! Niech pan da spokój! Chce się pan z nim bić? Przecież to Breitenstraeter, bokser!
Max nachylił się nad kompanem.
Ani teraz, ani nigdy Harry nie przyznał się, w jaki sposób rozzłościł mistrza Rzeszy wagi ciężkiej...
cdn.

Z narożnika tetryka: Max Schmeling (1) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (2) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (3) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (4) >>

Opracował Krzysztof Kraśnicki, colma1908.com{jcomments on}