Krzysztof Włodarczyk (47-2-1, 33 KO) swą najbliższą walkę stoczy w diablo ciekawym kraju - Gwinei Równikowej. Mobutu Sese Seko miał swoją "Rumble in the Jungle" z Muhammadem Alim i Georgem Foremanem, a Teodoro Nguema Obiang na 9 lutego zaprasza Włodarczyka i pochodzącego z Gwadelupy Francuza Jeana Marka Mormecka (36-5, 24 KO). Lepszych bokserów na razie dyktatorowi Gwinei Równikowej nie udało się ściągnąć, bo to już nie te czasy, gdy Don King szukał pieniędzy u satrapów, a władca Zairu zgodził się zorganizować pojedynek.
Ale Nguema Obiang i tak może być zadowolony. Będzie gospodarzem walki transmitowanej do wielu krajów, a obywatele dostaną dzień wolny od pracy - impreza na całego. Przesadnie nie cieszą się tylko bokserzy. Trener Włodarczyka Fiodor Łapin wolałby pojedynek we Francji. Polak nigdy nie boksował w Afryce, Mormeck - jedyny raz osiem lat temu, ale zwyciężyły interesy.
Święto miało być już wcześniej. 20 kwietnia 2012 r. na stadionie w stolicy Malabu o tytuł mistrza świata WBO w wadze średniej mieli walczyć Hassan N'Dam N'Jikam (Francuz pochodzący z Kamerunu) i Ukrainiec Maks Bursak, ale imprezę trzeba było odwołać, bo francuska policja zaczęła tropić majątek rodziny dyktatora. Najbardziej ucierpiał Teodoro Nguema Obiang junior (zwany Teodorinem), syn dyktatora, 41-letni playboy, któremu policja zajęła rezydencję przy Avenue Foch - jednej z najdroższych ulic Paryża - z dyskoteką, spa i widokiem na Łuk Triumfalny.
W garażu stało 11 aut, w tym: bugatti, maserati, porsche carrera i maybach. Sąsiedzi opowiadali, że gdy Teodorin chciał się wybrać na przejażdżkę, kazał szoferowi odpalać cztery silniki, a potem schodził do garażu i wybierał piąty samochód. Nigdy nie było wątpliwości, że przyjeżdża do Francji, bo kilka dni wcześniej pod rezydencję podjeżdżały ciężarówki i dom zaczynał tonąć w kwiatach. A ten luksus kupił za pensję ministra środowiska i leśnictwa, wynoszącą 3200 euro na miesiąc. Kolejne dobra prezydenta Gwinei Równikowej, warte 71 mln dolarów, namierzyli u siebie Amerykanie: odrzutowiec Gulfstream V (38,5 mln), rezydencję w Malibu (30 mln), pamiątki po Michaelu Jacksonie (1,8 mln dolarów).
Magazyn "Forbes" umieszcza prezydenta Obianga na liście najbogatszych głów państw, z majątkiem szacowanym na 600 mln dolarów. Wszystko to dzięki ropie - bogactwie, z którego korzystają nieliczni, głównie rodzina prezydenta i jego współpracownicy. Nie można protestować, bo wolnej prasy w Gwinei Równikowej nie ma, a opozycja dostaje jedno miejsce w parlamencie.
Prezydent Obiang lubi uroczystości, na których może się pokazać i budować prestiż. W styczniu 2012 r. Gwinea Równikowa była współgospodarzem (razem z Gabonem) piłkarskiego Pucharu Narodów Afryki - imprezy, do której reprezentacja tego kraju nigdy się nie zakwalifikowała, bo w Gwinei nie ma ligi piłkarskiej, tamtejsi piłkarze nie grają w najsilniejszych ligach europejskich, co dziś w Afryce jest normą. Ale Gwinea ma ropę i dlatego dostała turniej. Tak samo jak Libia, która miała organizować go w przyszłym roku, jednak ze względu na wojnę domową i obalenie Muammara Kaddafiego rozgrywki odbędą się w RPA.
Za pierwsze w historii zwycięstwo w Pucharze Narodów Afryki (1:0 z Libią) syn dyktatora przyznał męskiej drużynie 1 mln euro premii do podziału. O skandalu mówiły organizacje praw człowieka, bo większość obywateli Gwinei żyje w nędzy. Symbolem sportu w tym kraju nie jest jednak żaden piłkarz, ale Eric "Węgorz" Moussambani. Kto raz widział jego występ na igrzyskach w Sydney, ten nie zapomni nigdy dramatycznej walki z wodą i własną słabością na 100 metrów kraulem. Widzowie śmiali się z niego, bili brawo, stał się maskotką igrzysk. O naborze do reprezentacji olimpijskiej usłyszał w radiu kilka miesięcy przed igrzyskami, właśnie wtedy powstał związek pływacki. Podobno zgłosił się jako jedyny, do basenu pierwszy raz wszedł w hotelu. Mógł sobie tam pływać, jeśli akurat nie było gości. Basen miał długość 20 metrów i jeśli nie było w nim miejsca, to Eric szedł nad rzekę.
Dwanaście lat po tym wydarzeniu coś się jednak zmieniło. Moussambani, na co dzień pracownik - jakżeby inaczej - rafinerii, został trenerem pływackiej reprezentacji i swoich zawodników cztery razy w tygodniu prowadzi na basen 50-metrowy, otwarty w lutym 2012 roku. Na igrzyska do Londynu ich jeszcze nie zabrał, bo brawa za dopłynięcie do mety to już za mało.
Krzysztof "Diablo" Włodarczyk i jego promotor Andrzej Wasilewski do Gwinei Równikowej pojadą, chyba że Teodor Nguema Obiang się rozmyśli, gdy policja z Francji lub USA zapyta go o kolejnego bugatti lub skarpetki Michela Jacksona wyszywane kryształkami.
>
9 marca w Montrealu dojdzie do walki Grzegorza Soszyńskiego (21-1-1, 10 KO) z Eleiderem Alvarezem (10-0, 6 KO). Stawką pojedynku będzie pas WBO NABO wagi półciężkiej.
http://www.youtube.com/watch?v=Ops_4etaqUU
> Add a comment>
23 lutego podczas współorganizowanej przez Mariusza Kołodzieja gali w Atlantic City na ring po pięciu miesiącach przerwy powróci Przemysław Majewski (20-1, 13 KO). Przeciwnikiem wysoko notowanego w światowych rankingach wagi średniej pięściarza będzie Jamaal Davis (14-8-1, 6 KO).
31-letni zawodnik z Filadelfii ostatni raz boksował w czerwcu, wcześniej pokonał Eberto Medinę, który zwyciężył na punkty Przemysława Opalacha.
>
Wszystko wskazuje na to, że 23 lutego na gali w Gdańsku dojdzie do starcia dwóch niepokonanych polskich ciężkich - Artura Szpilki (12-0, 9 KO) i Krzysztofa Zimnocha (13-0-1, 10 KO). Zimnoch w drugiej połowie 2012 roku przebywał w USA, gdzie część czasu spędził, trenując w tamtejszych gymach.
http://www.youtube.com/watch?v=HW6g8EegLKU
Artur Szpilka: serwis specjalny ringpolska.pl >>
Krzysztof Zimnoch: serwis specjalny ringpolska.pl >>
>
Izuagbe Ugonoh (8-0, 7 KO) zanim poświecił się pięściarstwu odnosił znaczące sukcesy w kickboxingu. W boksie występuje od października 2010 roku. Stoczył osiem zawodowych pojedynków, w wadze junior ciężkiej - wygrał wszystkie, z których siedem przed czasem. Na stałe mieszka w Gdańsku, trenuje w grupie KnockOut Promotions.
Krzysztof Kraśnicki: Nie boksowałeś wiele miesięcy, czy nie uważasz, że tak długa przerwa może mieć wpływ na Twoje dalsze losy sportowe?
Izuagbe Ugonoh: Dziewięć miesięcy bez walki to rzeczywiście duża przerwa. Niewątpliwie był to czas zastoju. W tym czasie rozważałem wiele wariantów, poszukiwałem dla siebie najwłaściwszego miejsca.
- Krążyły pogłoski, że w tym czasie wróciłeś do kickboxingu, przegrałeś przez nokaut…
Pierwsza część prawdziwa, druga to plotka. Rzeczywiście stoczyłem pojedynek w kickboxingu-na Litwie- przegrałem, ale na punkty i to w stosunku 1:2, a więc po wyrównanej walce. W tej dyscyplinie ostatnio wszystko dzieje się na ostatnią chwilę. W ten sposób dowiedziałem się, że mam walczyć, nie było czasu na solidne przygotowania. Wziąłem ten pojedynek niejako "z marszu". Wówczas sobie zdałem sprawę, że to nie ma sensu, że ta droga zaprowadzi mnie donikąd. I ten epizod również traktuję jako niezwykle cenną lekcję.
- Wtedy podjąłeś kolejną próbę. Zaistnienia w boksie, nazwijmy to olimpijsko - profesjonalnym, mianowicie WSB (World Series of Boxing - red.). Też zakończyła się fiaskiem…
Dziś mogę na ten temat wypowiedzieć się w dużym skrócie. W WSB widziałem dużą szansę rozwoju. Jak każdy sportowiec chciałbym wystąpić w igrzyskach olimpijskich - co mogło się zdarzyć w przypadku dobrego wyniku w WSB. W czasie, gdy rozmawialiśmy o moim uczestnictwie w tym przedsięwzięciu, sprawy organizacyjne były w początkowym stadium. Na wiele pytań nie było odpowiedzi, więc zrezygnowałem. Udział polskiego zespołu w lidze WSB zaczął nabierać realnych kształtów dopiero, gdy podjąłem decyzję powrotu do KnockOut Promotions i treningów pod opieką trenera Łapina. Odstąpiłem od przygody w WSB z przeświadczeniem, że ani ja, ani druga strona: panowie Kołkowski i Migaczew, nie powinniśmy mieć do siebie pretensji. Ja nie wystąpiłem w meczach WSB, druga strona nie zapewniła mi w stu procentach tego, o co ustaliliśmy. I nie chodzi o stronę finansową, na owym etapie ten temat nie był poruszany.
- Próbowałeś więc kilku dróg, ale w końcu znalazłeś się w punkcie wyjścia, w grupie KnockOut Promotions…
No właśnie. Będąc na rozdrożu i walcząc o swoje sprawy pojawiła się na horyzoncie walka bokserska. Wówczas zdałem sobie sprawę, że jestem do niej totalnie nieprzygotowany. Tak pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Miałem tego pełną świadomość. To napawało mnie niepokojem. Miałem poczucie, że coś musze zmienić.
- W jakim więc jesteś dziś miejscu, jakie masz plany?
Nie chcę niczego owijać w bawełnę, mam potrzebę kontrolowania swojego życia, sportowej kariery i duże poczucie niezależności. Przez ostatnie dwa lata nie miałem poczucia wpływu na wszystko, co się wokół mnie, mojej kariery dzieje. Dziś mogę powiedzieć czego oczekuję przede wszystkim od siebie. Cieszę się, że pan Andrzej Wasilewski wykazał się dużą wyrozumiałością, a nawet mi pomógł. On natomiast zrozumiał, że nie czując się komfortowo nie zrobię dobrej walki. Wszystko wokół musi być w szczegółach dopracowane.
Cały wywiad z Izu Ugonohem a także wiele innych ciekawych materiałów w "Ring Bulletinie " >>
>
Kończący się rok to czas wytyczania nowych planów, ale i wielu przemyśleń, refleksji. Jak - z punktu widzenia swej kariery - ocenia 2012 rok Przemysław Opalach (10-1, 9 KO)? Jakie cele stawia przed sobą założyciel olsztyńskich "Wilków", w którego posiadaniu - po grudniowej wygranej nad Mustafą Doganem - znajduje się obecnie pas WBU International? I co sądzi o lutowej potyczce Andrzeja Gołoty z Przemysławem Saletą? Zapraszamy do lektury wywiadu.
Kamil Kierzkowski: Jak po świętach? Nie przybyło parę kilo?
Przemysław Opalach: Cały czas jestem w treningu, trzymam wagę. Prawdę mówiąc to nie przepadam za takim typowo świątecznym obżarstwem. Święta to w końcu nie tylko jedzenie.
- Przejdźmy więc do kończącego się już roku 2012. Na ile był dobry dla twej kariery?
W lutym pokonałem Marcena Gierke'a. Bardzo miło wspominam tę galę. Ostatnia walka w Olsztynie, wygrałem przed czasem...
- ...no i kilka dni później byłeś już w USA.
Dokładnie. Sądzę, że doświadczenie jakie wyniosłem z tej przygody bardzo pomoże mi w przyszłej karierze. Oczywiście - pierwsza przegrana na zawodowym ringu trochę mnie zdołowała. Długa nieobecność w Polsce też skomplikowała wiele rzeczy. Trzeba było od nowa szukać sponsorów, a boks to drogi biznes. Bez promotora, wsparcia finansowego itd. trudno jakkolwiek ruszyć do przodu. Całe szczęście odnieśliśmy już pierwsze sukcesy na tej płaszczyźnie, choć oczywiście wciąż staramy się je rozwinąć. Przez dłuższą nieobecność w Polsce straciłem niestety kilka cennych kontaktów.
- Tak szczerze... nie żałujesz tego wylotu do Stanów?
Nie, zdecydowanie nie żałuję. Poza ogromnym doświadczeniem, dostałem kopa, który zmotywował mnie do cięższej pracy. Poza tym była to praktycznie darmowa szansa. Zobaczyłem kawał świata, poznałem wspaniałych ludzi, którym wiele zawdzięczam. Dawid Wojtas, Maciek... cała reszta - bardzo chciałbym im przy okazji podziękować. Niejako dzięki temu zająłem się też promotorką, uzyskałem licencję. Mamy wiele, wiele bardzo fajnych pomysłów. Oczywiście - problemem zawsze są finanse. To naprawdę drogi biznes. Cały czas spotykam się z różnymi ludźmi. Jestem otwarty na propozycje, z każdym mogę siąść do stołu i rozważyć konkretne oferty.
- Już tylko godziny dzielą nas od 2013 roku. Ile razy planujesz wyjść w nim do ringu? W jakim miejscu kariery będzie za rok Przemysław Opalach?
Pierwszy raz na pewno zawalczę już w lutym. A później - na ile tylko pozwolą siły. Zrobię więc wszystko, by walczyć często i zdobywać kolejne doświadczenia. Chcę, by kariera nabrała konkretnego tempa. Oczywiście przydałoby się również zarobić przy tym trochę pieniędzy. Mam nadzieję, że postawą w ringu i determinacją zasłużę na możliwość sprawdzenia się w walce o mistrzostwo świata. Czy przegram, czy wygram... zrobię co będę mógł, by pokazać, że jestem godny walki o pas.
>
Ukazał się już kolejny numer bezpłatnego czasopisma pięściarskiego "Ring Bulletin". W tym numerze między innymi: Rozmowa z popularnym Izu Ugonohem, z cyklu "Legendarne pojedynki": Tyson - Berbick, walka, do której nie doszło: Gołota - Saleta, klasyfikacja polskich pięściarzy z roku...1947, "Puncher ma zawsze szansę", fotozagadka, laureaci Ring Bulletin Golden Glove - 2012, podsumowanie grudnia oraz co nas czeka w styczniu 2013 i wiele innnych na 72 stronach nowego numeru. Pobierz bezpłatnie "Ring Bulletin" >> Zobacz numery archiwalne >>
>
- Andrzej jeszcze w Chicago pracował nad wytrzymałością. Pierwsze treningi w Polsce pokażą, nad czym przede wszystkim powinniśmy pracować. Czasu jest mało, więc ruszamy z kopyta - powiedział w sobotnim wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" trener Andrzeja Gołoty (41-8-1, 33 KO), który 23 lutego zmierzy się z Przemysławem Saletą (43-7, 23 KO).
- Kiedy spotka się pan z Andrzejem Gołotą w sali treningowej?
Andrzej Gmitruk: Już w poniedziałek. O piątej rano Andrzej będzie miał trening ogólnorozwojowy, a o dziesiątej zobaczymy się na zajęciach bokserskich. Na początek technika. Andrzej jeszcze w Chicago pracował nad wytrzymałością. Pierwsze treningi w Polsce pokażą, nad czym przede wszystkim powinniśmy pracować. Czasu jest mało, więc ruszamy z kopyta.
- Mimo upływu lat Gołota będzie faworytem?
Andrzej ma olbrzymie doświadczenie i wiedzę bokserską, a tego się nie traci. Od razu zabieram się za rozpisanie planu treningów i analizę walk, zarówno Przemka, jak i Andrzeja. Z taktyką damy sobie radę. Sparingi rozpoczniemy za tydzień. Najpierw muszę przekonać się, w jakiej formie jest Andrzej. Dopiero potem będę mógł dobrać odpowiednich sparingpartnerów.
Treningi z Gołotą nie kolidują ze współpracą z Mateuszem Masternakiem?
O dacie obrony pasa mistrza Europy dowiemy się dopiero w styczniu. Możliwe, że dojdzie do niej niedługo po walce Andrzeja. W takim wypadku Mateusz będzie się przygotowywał wspólnie z nami w Warszawie.
>
Meksykańskie media donoszą, że 4 maja podczas gali w Las Vegas ma dojść do pojedynku unifikacyjnego w wadze junior średniej pomiędzy mistrzem świata WBA Austinem Troutem (26-0, 14 KO) i posiadaczem tytułu federacji WBC Saulem Alvarezem (41-0-1, 31 KO). Zwycięzca walki ma we wrześniu skrzyżować rękawice z Floydem Mayweatherem Jr, który zaboksuje podczas tej samej imprezy.
Trout w ostatnim pojedynku wypunktował Miguela Cotto. Alvarez we wrześniu wygrał przed czasem z Josesito Lopezem.
>
19 stycznia na ring powróci boksujący w kategorii super średniej Andre Dirrell (20-1, 14 KO), który skrzyżuje rękawice z Rowlandem Bryantem (16-2, 11 KO). Pojedynek odbędzie się na terenie Stanów Zjednoczonych, najprawdopodobniej w Nowym Jorku.
Dirrell ostatni raz boksował w grudniu ubiegłego roku, stopując szybko Darylla Cunninghama. Wcześniej Amerykanin pokonał Arthura Abrahama.
>
Andrzeja Gołota (41-8-1, 33 KO) rozpoczął już treningi pod okiem Andrzeja Gmitruka do walki z Przemysławem Saletą (43-7, 23 KO). Pojedynek weteranów polskiego boksu zawodowego odbędzie się 23 lutego w Gdańsku.
>
Odbywający od czerwca karę pozbawienia wolności Dawid Kostecki (34-1, 25 KO) za pośrednictwem Facebooka przekazał kibicom noworoczne życzenia.
- Witam wszystkich moich fanów. Na początku chcę podziękować że jesteście ze mną i mnie wspieracie, to bardzo dużo dla mnie znaczy. Trzymam się dobrze, jestem cały czas na diecie i na możliwe warunki trenuję i trzymam formę - napisał "Cygan". - Na ten nadchodzący 2013 rok chcę złożyć Wam wszystkim najserdeczniejsze życzenia, dużo zdrowia, szczęścia i spełnienia wszelkich marzeń. Mam nadzieję, że już niedługo będę mógł stanąć na ringu i będę mógł nadal robić to co kocham - boksować i walczyć dla Was i dla Polski. Obecnie Sąd nie udzielił mi przerwy w odbywaniu kary, jednak czekamy na decyzję Sądu Najwyższego, gdyż po 6 miesiącach w końcu Sąd rzeszowski przesłał dokumenty do Sądu Najwyższego. Ja będę walczył do końca tak jak w ringu i pokażę wszystkim że jestem niewinny. Nikomu nie życzę takiej sprawiedliwości, jaka spotkała moją osobę. Będę walczył i nic mnie nie powstrzyma - już są pierwsze rezultaty wypowiedzianych przeze mnie słów, lecz ukrywa się to przed opinią publiczną. Oko za oko ząb za ząb. Pozdrawiam Was wszystkich i jeszcze raz dziękuję że jesteście ze mną.
> Add a comment>
Redakcja ringpolska.pl składa serdeczne podziękowania marce "Wojak" za dotychczasowe wsparcie dla naszej witryny, które umożliwiło nam pełną realizację założeń serwisu, jakimi są popularyzacja boksu i dostarczanie jego fanom najnowszych pięściarskich informacji z kraju i ze świata.
Dzięki współpracy ringpolska.pl z marką "Wojak" mogliście, Drodzy Czytelnicy, oglądać m.in. materiały video z najważniejszych eventów w kraju, Europie i na świecie. Dzięki tej współpracy mogliśmy rozbudowywać nasz serwis, który stworzony "od zera" w przeciągu niespełna trzech lat stał się czołowym, najczęściej cytowanym przez inne media, portalem o boksie. Za dotychczasowe wsparcie naszych działań marce "Wojak" serdecznie jeszcze raz dziękujemy, mając nadzieję na odnowienie współpracy już wkrótce.
Jednocześnie informujemy naszych Czytelników, że marka "Wojak" nadal wspierać będzie polski boks, w tym gale z cyklu "Wojak Boxing Night", pozostając najważniejszym z mecenasów naszego pięściarstwa.
> Add a comment>
Team Steve'a Cunninghama (25-5, 12 KO) nadal nie może się pogodzić z punktową porażką z Tomaszem Adamkiem (48-2, 29 KO) w walce o drugą pozycję rankingu IBF wagi ciężkiej. Trener Amerykanina Naazim Richardson podkreśla, że sędziowie, przyznając zwycięstwo "Góralowi", bardzo skrzywdzili jego podopiecznego.
- Przygotowania do walki to dla boksera okres wyrzeczeń, w którym bardzo ciężko trenuje, nie widzi się ze swoją rodziną, Ja jako trener biorę na siebie odpowiedzialność za powodzenie tego przedsięwzięcia, dlatego przykro mi jest, gdy mój zawodnik dobrze wykonuje swoją pracę, realizuje plan taktyczny, jest lepszy w ringu od rywala, a sędziowie uznają go za przegranego - żali się szkoleniowiec Cunninghama. - Adamek to czołówka wagi ciężkiej, przed tą walką tylko braci Kliczko ceniło się wyżej, jednak mimo wszystko czułem, że Steve, jeśli będzie boksowął mądrze, pokona go. Udało się, niestety sędziowie wiedzieli walkę inaczej.
- Ta cała sytuacja jest bardzo smutna, Steve dał z siebie wszystko, poświęcił się w całości przygotowaniom, jego rodzina przez tyle czasu nie mogła mieć go dla siebie, a po takiej świetnej walce usłyszał taki krzywdzący werdykt. Kiedy usłyszałem, że ogłosili remis, byłem rozczarowany, ale wygrana Adamka to już było szaleństwo! Steve boksował mądrze, pokazał, że boks to nie prymitywna bójka, ale sport wymagający inteligencji, niestety nie zostało to docenione - dodaje Richardson, który jednak jest przekonany, że porażka nie załamie Cunninghama:
- Steve to twardziel i jestem pewien, że ta sytuacja go nie zniechęci. On będzie dalej boksował, choć to zraniłoby każdego. Steve na szczęście jest twardy, stara się to przełknąć i udziela wywiadów, nie mówiąc kogo to on nie pokona i kogo nie znokautuje. To jeden z najtwardszych pięściarzy na świecie! - twierdzi trener Filadelfijczyka.
>
Andrzej Gmitruk ponownie stanie w narożniku Andrzeja Gołoty (41-8-1, 33 KO) i będzie przygotowywał czterokrotnego pretendenta do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej do walki z Przemysławem Saletą (43-7, 23 KO). Wspólne treningi rozpoczęły się już dzisiaj o 05.00 rano.
Kiedy spotka się pan z Andrzejem Gołotą w sali treningowej?
Andrzej Gmitruk: Już w poniedziałek. O piątej rano Andrzej będzie miał trening ogólnorozwojowy, a o dziesiątej zobaczymy się na zajęciach bokserskich. Na początek technika. Andrzej jeszcze w Chicago pracował nad wytrzymałością. Pierwsze treningi w Polsce pokażą, nad czym przede wszystkim powinniśmy pracować. Czasu jest mało, więc ruszamy z kopyta.
Mimo upływu lat Gołota będzie faworytem?
Andrzej Gmitruk: Andrzej ma olbrzymie doświadczenie i wiedzę bokserską, a tego się nie traci. Od razu zabieram się za rozpisanie planu treningów i analizę walk, zarówno Przemka, jak i Andrzeja. Z taktyką damy sobie radę. Sparingi rozpoczniemy za tydzień. Najpierw muszę przekonać się, w jakiej formie jest Andrzej. Dopiero potem będę mógł dobrać odpowiednich sparingpartnerów.
Treningi z Gołotą nie kolidują ze współpracą z Mateuszem Masternakiem?
Andrzej Gmitruk: O dacie obrony pasa mistrza Europy dowiemy się dopiero w styczniu. Możliwe, że dojdzie do niej niedługo po walce Andrzeja. W takim wypadku Mateusz będzie się przygotowywał wspólnie z nami w Warszawie.
Więcej przeczytasz w sylwestrowym wydaniu „Przeglądu Sportowego"
>
23 lutego 2013 roku w gdańskiej ERGO Arenie odbędzie się pojedynek pomiędzy Przemysławem Saletą (43-7, 21 KO) a Andrzejem Gołotą (41-8-1, 33 KO). Jak wcześniej informowaliśmy, 29 grudnia obaj zawodnicy przyjechali do kraju. Andrzej wraz z żoną przylecieli ze Stanów Zjednoczonych, Przemek z córkami z zasłużonego urlopu w Egipcie.
Konfrontacja obu zawodników będzie momentem, w którym obaj bokserzy oficjalnie ogłoszą zakończenie swoich karier sportowych. Mimo tego zarówno Andrzej jak i Przemek nadzwyczaj poważnie podchodzą do ostatniej walki w życiu i już rozpoczęli treningi, aby na finiszu pokazać swe największe umiejętności. Obaj zawodnicy nigdy nie darzyli się sympatią, przed walką w ich relacjach pewnie już nie będzie przełomu. Gołota obiecuje prawdziwą walkę, Saleta też zapowiada dobre widowisko.
Ci dwaj panowie spotkają się już 7 stycznia 2013 roku na specjalnie zorganizowanej przez Polsat konferencji w Warszawie.
Przemysław Saleta przed wyjazdem do Egiptu zakończył kolejne badania wydolnościowe, które potwierdziły dobrze rozłożony w czasie trening i aż 15% wzrost formy do przeprowadzonego w październiku testu. Natomiast 14 stycznia o godzinie 17.00 w Hotelu Rubinstein w Krakowie przy ul. Szerokiej 12 odbędzie się Konferencja Prasowa z udziałem Przemka Salety i specjalnych gości, którzy przedstawią specjalnie przygotowaną strategię opartą głównie o marketing interaktywny, tak rzadko stosowany w promocji sportu zawodowego w Polsce. Projekt ten wspierają najlepsi fighterzy i sportowcy tacy jak: Tomasz Drwal, Mariusz Cieśliński, Hardkorowy Koksu - Robert Bruneika, Michał Konowalski, Marcin Urbaś i inni, których reakcję można zobaczyć na stronie www.koniecsportu.pl.
Kampanią PR-Marketingową Przemysława Salety zajęły się Agencja Interaktywna Chariot® i Menu Group®. Oficjalny strona na facebooku Przemysława Salety - Saleta Trenuje informuje stale o przygotowaniach zawodnika do walki z Andrzejem Gołotą.
http://www.youtube.com/watch?v=egJm75NojK4
> Add a comment>
Udał się powrót na ring po trzyletniej przerwie byłemu mistrzowi świata wagi ciężkiej Olegowi Maskajewowi (37-7, 28 KO). 43-letni "Big O" na gali pod Moskwą pokonał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie Owena Becka (29-12, 20 KO).
Walka, zgodnie z oczekiwaniami, przebiegała pod dyktando doświadczonego Rosjanina. W trzeciej odsłonie Beck padł na deski po kombinacji lewy-prawy Maskajewa i choć zdołał się podnieść przed zakończeniem liczenia, pojedynek został przerwany.
Dla Maskajewa dzisiejszy występ był pierwszym od czasu porażki z Nagy Aguilerą w grudniu 2009 roku. Beck, którego w swoim rekordzie ma między innymi Artur Szpilka, przegrał po raz dziewiąty z rzędu.
http://www.youtube.com/watch?v=Lgv0MnqbgZ4
>