Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Krzysztof WłodarczykW Afryce wcale nie jest łatwo o zwycięstwa. Przekonało się o tym wielu już wybitnych pięściarzy. Krzysztofa "Diablo" Włodarczyka czeka daleka podróż. 9 lutego w Gwinei Równikowej zmierzy się z Jeanem Markiem Mormeckiem w obronie mistrzostwa świata federacji WBC w kategorii junior ciężkiej. To oznacza, że do Afryki musi się wybrać dużo wcześniej. Przed walką w tak egzotycznym miejscu nie można zlekceważyć żadnego szczegółu. Wszystko jest ważne - jedzenie, picie, spanie, aklimatyzacja do wysokości, temperatury powietrza i wilgotności.nA w Afryce przegrywali najwięksi. Bardzo źle podróż na ten kontynent wspominają takie legendy jak George Foreman czy Lennox Lewis.

Muhammad Ali nie boksował przez długie 3,5 roku. Nie mógł, bo odebrano mu licencję, kiedy odmówił służby wojskowej podczas wojny w Wietnamie. W 1974 roku miał blisko 33 lata i jak najszybciej chciał odzyskać tytuł mistrza świata. Foreman był o siedem lat młodszy. Rywali pokonywał szybko albo bardzo szybko. Nie biegał, nie pracował nad kondycją. Nie musiał, bowiem wszystkich i tak nokautował. Z Alim zmierzyli się w Zairze (dzisiejsze Kongo), na stadionie w Kinszasie. To wydarzenie przeszło do historii jako "Rumble in the Jungle". Wymyślił je promotor Don King. Nie było go stać na zorganizowanie tak wielkiego pojedynku, ale dogadał się z prezydentem Zairu, Mobutu Sese Seko.

Podczas treningów, już w Afryce, Foreman odniósł kontuzję, walkę przesunięto więc o miesiąc. "Big George" wykorzystał ten czas na leczenie, zaś Ali na zwiedzanie okolicy. - Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że zmierzymy się w Afryce, pomyślałem, że wylądujemy w jakimś zacofanym kraju. Kiedy dotarliśmy do Zairu, zobaczyłem nowy stadion z jupiterami. Wtedy ten pomysł zaczął mi się podobać, uwierzyłem, że uda się to wydarzenie zorganizować. Że właśnie w Afryce odzyskam tytuł mistrza świata - wspominał Ali.

Pobyt na tym kontynencie otworzył mu oczy na sprawy pozasportowe. - Widziałem czarnoskórych ludzi, którzy sami rządzili swoim państwem. Widziałem czarnoskórego prezydenta stojącego na czele nowoczesnego kraju. Po treningach siadałem czasami na brzegu rzeki, a tuż nad moją głową latały jumbo jety dowodzone przez czarnoskórych pilotów. Bardzo mi się to podobało, czułem się tam jak w domu. W USA nie czuję się jak w domu. Staram się, a to nie to samo - opowiadał.

Foreman w podróż do Zairu zabrał swojego psa, owczarka niemieckiego o imieniu Doggo. - Widać go na zdjęciach z lotu do Afryki. To starcie było dla mnie nowością. Wcześniej boksowałem w różnych miejscach, ale żadnego z nich nie można było z tym porównać - mówił po latach.

Walka rozpoczęła się o świcie, by widzowie w USA mogli oglądać ją w dogodnej dla siebie porze. Na stadionie w Zairze zebrało się 60 tysięcy fanów. Ali nie tańczył jak zwykle, tylko bronił się przy linach. Drwił z rywala, prowokował go. Foreman, który na ogół szybko kończył pojedynki, opadł z sił. Przyznał potem, że rywal go zaskoczył. - Myślałem, że mam go na widelcu. Obijałem go przez siedem rund, a on nagle do mnie krzyknął: "To wszystko, na co cię stać?!" Wtedy zdałem sobie sprawę, że to będzie walka mojego życia.

Padł w ósmej rundzie. - Przegrałem, straciłem tytuły. Przez jakiś czas byłem zdruzgotany. Nie wiedziałem, jak sobie poradzić z porażką. Kilkanaście miesięcy później pobiłem Rona Lyle'a i znowu byłem sobą. Odzyskałem pewność siebie - wspominał.

Trener Alego, Angelo Dundee, miał przed tym pojedynkiem czarne myśli. - Obawiałem się, że Foreman go zabije. A Muhammad pokazał, że jest największy, najwspanialszy. To było piękne. Lata spędzone z Alim były najszczęśliwszymi w moim życiu – mówił słynny szkoleniowiec. Lekarz boksera, Ferdie Pacheco, twierdził, że to była najwspanialsza walka w karierze jego zawodnika. - Miał najtwardszą szczękę w historii wagi ciężkiej, a do tego był najodważniejszy z nich wszystkich. Myślał kreatywnie nawet wtedy, kiedy wokół jego głowy latały bomby wysyłane przez Foremana. Był najlepszy. Dla Alego oprócz odzyskania pasa, ważna okazała się jeszcze jedna sprawa. - Nikt wcześniej nie słyszał o Zairze, o tym, że to dom dla ponad 22 milionów ludzi. Dzięki mnie i Foremanowi o tym państwie dowiedział się cały świat – stwierdził zwycięzca.

W kwietniu 2001 roku Lewis był mistrzem świata federacji WBC i IBF w królewskiej kategorii. W czterech poprzednich walkach uporał się z Evanderem Holyfieldem, Michaelem Grantem, Fransem Bothą i Davidem Tuą. Tym razem jego rywalem był Amerykanin Hasim "Skała" Rahman. Zmierzyli się w RPA - w Brakpan, położonym w prowincji Gauteng. Kibice przeżyli szok – w piątej rundzie potężny prawy sierpowy Rahmana powalił Lewisa na plecy. Było po walce. – Nie mogę w to uwierzyć, właśnie miałem wziąć się do roboty - tłumaczył zdruzgotany.

Brytyjczyk zarzekał się, że nie zlekceważył przeciwnika. Jeżeli mówi prawdę, to dlaczego do RPA wybrał się dopiero 13 dni przed pojedynkiem? Dlaczego w trakcie przygotowań zabrał się za kręcenie filmu o sobie? Dlaczego ważył o 5 kg więcej niż gdy walczył z Holyfieldem? Czy postępowałby tak samo, gdyby zamiast z Rahmanem miał się bić z Mikem Tysonem?

Rahman przez cztery tygodnie przygotowywał się w jednym z ośrodków treningowych w Johannesburgu. Ściany obwieszone były plakatami, na jednym widniał napis „Im ciężej trenujesz, tym więcej masz szczęścia". Wcześniej przez miesiąc trenował w górach w stanie Nowy Jork. Opłacało się męczyć. Po zwycięstwie podpisał kontrakt z Donem Kingiem, podobno na 70 milionów dolarów. Do dziś musi jednak tłumaczyć, że nie wygrał dzięki przypadkowi. - To po prostu było wykonanie planu - zapewnia.

Obydwaj pięściarze spotkali się po walce z Nelsonem Mandelą. Potem Lewis wyruszył na safari, by odreagować to, co stało stało się w ringu. Siedem miesięcy później zrewanżował się Rahmanowi. Tym razem walka odbyła się jednak w Las Vegas. Krzysztof Włodarczyk ma o czym myśleć, przed starciem w Gwinei Równikowej...{jcomments on}