Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

 

- Urodziłem się w małej miejscowości w województwie świętokrzyskim, w wielodzietnej rodzinie. Moja droga pokazuje, że jeśli ktoś wierzy i chce, to można. Nieważne, z jakiego pułapu startujesz – mówi Mateusz Masternak, który 10 grudnia w angielskim Bournemouth po 17 latach zawodowej kariery doczeka się wielkiej szansy na spełnienie sportowych marzeń. Tego dnia będzie mógł zostać mistrzem świata federacji WBO.

Co czuje pięściarz, który po 17 latach kariery zawodowej wreszcie doczekał się walki o mistrzostwo świata? 10 grudnia w angielskim Bournemouth czeka pana starcie o pas WBO wagi cruiser (90,7 kg) z Chrisem Billamem-Smithem.
Mateusz Masternak: Tyle człowiek czekał, że... nie mógł się doczekać! Nie ukrywam więc, że emocje są duże. Od dłuższego czasu uważam, że ten pojedynek po prostu mi się należy. Bo o światowe tytuły boksowali przecież pięściarze, którzy osiągnęli mniej ode mnie, mieli słabsze bilanse walk. A w moim przypadku ta szansa jakoś zawsze przechodziła bokiem.

To walka nie tylko o pas federacji WBO, ale i o poczucie spełnienia w długiej przygodzie z boksem?
Głęboko wierzę, że zdobędę ten pas. I nie byłoby mnie tutaj, gdybym w to nie wierzył, gdybym w którymkolwiek momencie zwątpił. Bo drogę miałem naprawdę bardzo długą, ciernistą, wyboistą. Było też tak, że przez dwa lata nie boksowałem zawodowo, nie zarabiałem. A mimo wszystko ciągle trenowałem i wierzyłem, że sukces nadejdzie. Teraz przychodzi czas spełnienia.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>