Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Przyznam szczerze, że byłem trochę zaskoczony falą krytyki, jaka spadła na Mariusza Wacha po przegranej walce z Aleksandrem Powietkinem. Zaskoczony nie dlatego, że według mnie Wach zaprezentował się w ringu dobrze, ale dlatego, że wypadł dokładnie tak, jak można było się spodziewać.

W studio telewizyjnym Polsatu Sport tuż po walce usłyszeć można było, że "Wach ma problem mentalny". Moim zdaniem Wach, który faktycznie przez dużą liczbę wyjazdów na sparingi, nabrał w swoim boksie "maniery sparingpartnera", w starciu ze znakomitym Powietkinem miał przede wszystkim jednak problem umiejętności.

Nie można tak niefrasobliwie deprecjonować wartości sportowej Aleksandra Powietkina - ten zawodnik to absolutny światowy top, złoty medalista olimpijski, mistrz świata amatorów, zdobywca pasa WBA i, w mojej ocenie, obecnie numer dwa w wadze ciężkiej po Władimirze Kliczce, podczas gdy największym sukcesem Wacha na profesjonalnych ringach jest... wygrana z całkiem przeciętnym Christianem Hammerem. Jeśli ktoś był zdziwiony faktem, że lewa ręka nie chodziła, prawa była "zblokowana" a Powietkin za łatwo skracał dystans, powinien obejrzeć wcześniejsze pojedynki dwumetrowca z Krakowa, z rywalami dużo słabszymi od "Saszy".

Po środowej walce na konkurencyjnym portalu przeczytałem, że "Wach przegrał przez kontuzję oka", wcześniej tu i ówdzie pisało się, że "Wiking był bliski znokautowania Kliczki prawym krzyżowym w piątej rundzie". Tego rodzaju opowieści w tonacji "jest całkiem dobrze, wytrzymałeś pełen dystans, a nawet go trafiłeś" na pewno nie wskrzeszą w Wachu wojownika, a u kibiców rozochoconych kolejnym "sukcesem" tylko niepotrzebnie rozbudzą apetyty przed kolejną wielką próbą.

Mariusz Wach nie przegrał z Aleksandrem Powietkinem ani przez kontuzję oka ani przez brak charakteru. Przegrał bo musiał przegrać z dwie klasy lepszym zawodnikiem, o ile nie wyszedłby mu cios życia. Tylko że Powietkin Wachowi zbyt wielu szans na wyprowadzenie ciosu życia nie dał, a Wach zniechęcony kolejnymi uderzeniami zrezygnował z gry w bokserskiego totka.

Dla kończącego niebawem 36 lat Wacha nadszedł czas, by zebrać się do sprintu na ostatniej prostej zawodowej kariery. Potrzebne jest jasne wyznaczenie celów i szczera rozmowa z ludźmi, którzy będą w stanie wybrać dla niego najlepszą sportowo i finansowo ścieżkę, bez zbędnego poklepywania po plecach. Można jeszcze coś ugrać i trochę zarobić.