Od listopada 2012 roku minęło już sporo czasu, a Mariusz Wach (27-1, 15 KO) wciąż od przegranej walki z Władimirem Kliczką nie wrócił między liny. W rozmowie z Eurosport.Onet.pl "Wiking" opowiada, że na drodze do zawodowego ringu wciąż staje dwóch ludzi - promotor Mariusz Kołodziej i menedżer Iwajło Gocew.
- Czego obawia się Mariusz Wach?
Mariusz Wach: Nie wiem. Chodzi o aspekt sportowy?
- Rozmawiamy tylko o sprawach zawodowych.
Jestem w takiej sytuacji, że mógłbym się obawiać, że już nie będę boksował. Nie boję się jednak, bo wiem, że prędzej czy później wejdę do ringu.
- Ale wie pan, o co pytam? Styczeń, walka z Bryantem Jenningsem. Według pana promotora, Mariusza Kołodzieja, to pan zrezygnował.
Nic nie było dogadane. Mój trener dostał jednego SMS-a z datą i nazwiskiem przeciwnika. Te negocjacje miały dopiero przebiegać. Jak ja powiedziałem, że będziemy ustalać konkrety, to on [Kołodziej] podał do mediów, że zrezygnowałem. A nie było tak, jak powiedział mój promotor czy jak pisała prasa.
- To jak było naprawdę?
Nie było żadnych negocjacji. Chciałem rozmawiać o warunkach finansowych, zabezpieczeń i w tym samym momencie, kiedy chciałem się czegoś więcej dowiedzieć, ukazała się informacja, że ja zrezygnowałem z tej walki.
- Ma pan za złe promotorowi, że tak postąpił, bo prasa - może nie nazywa pana tchórzem - ale winą obarcza tylko pana. Wyjaśnili sobie panowie tę kwestię?
Właśnie nie. Mamy z Mariuszem Kołodziejem trudny okres. Mieliśmy jakieś zarzuty do siebie po przegranej walce z Kliczką. On jest trudnym człowiekiem. Zamiast poinformować mój sztab szkoleniowy o propozycjach walk, to najpierw wrzuca to do mediów. Później wychodzi z twarzą, a cała krytyka spływa na mnie.
- Nie jest tajemnicą, że Kołodziej nie dogaduje się z pana menedżerem Iwajło Gocewem.
To prawda. Oficjalnie to ogłaszają na różnych portalach internetowych. Przez to moja kariera stanęła w miejscu. Pomimo tego dwa razy dziennie trenuję. (...)
- Jak wygląda umowa z Gocewem? Mówi się, że wpakował się pan na minę, składając podpis pod kontraktem z bułgarskim menedżerem.
Uważam, że to był dobry ruch z mojej strony. Nie podejmowałem tej decyzji sam.
- Czyli Kołodziej o tym wiedział?
Otóż to. Przed podpisaniem tego kontraktu spotkaliśmy się w kilka osób w Tarnowie.
- A oni sami się spotkali?
Później tak, ale te kilka dni przed podpisaniem umowy z Iwajło byłem tylko z Mariuszem. Sam z nim rozmawiałem i wszystko było na tak. Później zaczęły się jakieś schody.
- Jakie ma pan plany na 17 maja? Miała być walka w Koninie, a tu kolejny cios.
Nie tak dawno byłem w Stanach Zjednoczonych. Pod koniec tego pobytu miałem odbyć pojedynek i tak samo nie doszedł do skutku. Teraz ten 17 maja i także 31 maja. Mój promotor również nie zgodził się walkę w tym terminie.
- Rozmawiał pan z nim o tym, dlaczego nie pozwala panu wrócić na ring?
- Chodzi tylko Iwajło Gocewa. Ja mam prawo do wyboru trenera, do wyboru menedżera, a to, że komuś to nie pasuje, to jego problem. (...)
- To kiedy możemy spodziewać się "Wikinga" na ringu?
Już tyle tych dat padało, że trudno mi powiedzieć. Na razie mój promotor z menedżerem sami muszą wyjaśnić sobie tę kwestię. Iwajło Gocew jest oczerniany przez różnych ludzi w środowisku. Tu zresztą każdy na każdego nadaje. W twarz fajnie się rozmawia, ale za plecami jeden drugiemu najchętniej podłożyłby nogę i życzy, żeby się nie powiodło. Tak naprawdę mój powrót na ring zależy od dogadania się tych dwóch panów.
Cały wywiad z Mariuszem Wachem na Eurosport.onet.pl >>