Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Wach

Mariusz Wach trafił po 12 miesiącach do amerykańskich mediów ponownie w najgorszy z możliwych sposobów, zostając przemianowany przez promotora Bryanta Jenningsa z Wikinga na polską kiełbasę. Napiszę jednak kilka zdań nie o tych, których opinię czytelnicy znają. "Nie wiem dlaczego Wach nie chce walczyć z Jenningsem. Nie ma logicznego powodu dla którego mógłby powiedzieć HBO nie. Patrząc na to, jak walczył z  Władymirem, mógł walkę wygrać" - mówi Tom Loeffler, dyrektor wykonawczy K2 Promotions. Dlaczego cytuję akurat działającego i mieszkającego w USA Loefflera, choć rozmów z wieloma promotorami i dziennikarzami na temat rezygnacji Wacha miałem więcej? Myślę, że łatwo się domyśleć, skąd nazwisko Wacha  znalazło się w orbicie zainteresowań HBO, kto go polecił. Chyba łatwo.

Punkt 1. Mariusz Wach był kandydatem zaproponowanym dla Gary Shawa, promotora Jenningsa właśnie przez HBO, czyli był kandydatem HBO. To ważne, bo nagła odmowa Wacha postawiła w złym świetle właśnie tą firmę, a teraz rywala - pewnie łatwiejszego - Gary będzie mógł wybierać sobie sam. Wbrew niedorzecznym, czytanym gdzieś przeze mnie opiniom, to nie Jennings ale właśnie Mariusz miałby za sobą sympatię stacji. Stacji która zaryzykowała bardzo wiele, oficjalnie zgłaszając jako swojego pięściarza, który skończył ostatnią walkę w niesławie. Nikomu nawet do głowy nie przyszło, że Polak może powiedzieć "nie" bo są setki pięściarzy, którzy bez sterydowych wpadek mogą tylko marzyć o takiej propozycji. "Wach powinien zapłacić z własnej kieszeni za przelot, umyć samochód Petera Nelsona z HBO i wyjść na ring. Dostał szansę rehabilitacji nie gdzieś w  remizie strażackiej, tylko na największej bokserskiej stacji telewizyjnej świata. To szansa jak z filmu" - powiedział przedstawiciel jednego z amerykańskich promotorów.

Punkt 2. Bardzo ważny. Gary Shaw chciał zrobić z pojedynku Jennings - Wach walkę rankingową WBA. Czyli Wach miał szansę wskoczyć do rankingu.  Lepiej: wygrywając jedną walkę wcale nie z herosem ringów, przeskoczyć z pozycji zero na pozycję pretendenta. O takich szansach słyszy się raz na 100 latach. Ostatnia jaką pamiętam, jest polska. Pięściarz o nazwisku Tomasz Adamek ukrywał przed lekarzami, że ma złamany nos, po to, żeby w pierwszej walce w Ameryce, przyjeżdżając z Polski, walczyć o tytuł mistrza świata. Poszedł na całość i wygrał. Wach, według jego promotora Mariusza Kołodzieja potrzebuje "3-4 miesięcy". Po pierwsze nie jest w pozycji, gdzie mógłby stawiać JAKIEKOLWIEK warunki, a po drugie przez ostatnie miesiące karmiono nas informacjami o tym, jak ciężko Wach trenuje. Czyli po prostu ktoś kłamie. Gdzie jest głos trenera Piotra Wilczewskiego? Kim są jego – nieznani przynajmniej dla mnie - doradcy, których głos ma znaczenie dla Mariusza większe niż jego jego promotor rozmawiający z dyrektorem wykonawczym HBO? Jaką rolę spełnia nowy manager Wacha, Bułgar Iwailo Gotzew? Na pewno nie pojednawczą, bo Kołodziej na dźwięk jego nazwiska odkłada słuchawkę.

Pewien trener, którego bardzo lubię, trenujący pięściarza, który w mediach jest wszędzie, powiedział mi wczoraj, że  się nie chce otwierać telefonu bo będzie miał od swojego zawodnika 100 sms-ów, że “on by tę walkę brał. Od razu bo czasu jest wystarczająco dużo”. Chłopaki, którzy w boksie ugrali 100 razy więcej niż Mariusz Wach jak Tomek Adamek, Krzysiek Włodarczyk, Andrzej Fonfara czy wielu innych, wyszliby trenować na salę 5 minut po telefonie, że mogą walczyć na HBO. Takim jak oni, tym którzy chcą się pokazać i na to ciężko pracują, trzeba poświęcać więcej miejsca niż nigdy nie kończącym się dylematom Mariusza. Bo w tym drugim przypadku nie ma chyba za  bardzo o czym gadać.