Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Mariusz Wach z pięściarza, który zafundował sobie bardzo długi odpoczynek po listopadowej walce z Władymirem Kliczką, zamienił się w człowieka, który tylko przesiada się z samolotu do samolotu latając między sparingami w Londynie i Moskwie. Jak się wyrobi z Davidem Haye i Aleksandrem Powietkinem, to jeszcze zdąży polecieć do Stanów i coś zawalczyć na serio. Tyle wersja podróży Wikinga, którą można wyczytać w rozlicznych ostatnio wywiadach "Wikinga".

Anglia się zgadza. - Przyszła propozycja od Franka Warrena w sprawie sparingów z Haye. Zadzwoniłem do Dzierżoniowa, akurat Wach był w gymie, i po krótkiej konsultacji z Piotrkiem Wilczewskim było OK na wyjazd. Bilety są już kupione, a ekipa Davida spodziewa się, że Mariusz da radę być na obozie do 18 września. To się zgadza - mówi drugi (albo pierwszy) Mariusz czyli Kołodziej, promotor "Wiking". Z resztą jest gorzej. Z uzyskanych informacji wynika, że propozycja od Aleksandra Powietkina - przedstawiona promotorowi jeszcze przed "opcją Haye" - nigdy nie została przez Wacha przyjęta. "Wiking" miał polecieć do Saszy na całe sześć tygodni, za pieniądze większe niż dostanie od "Hayemakera" (ale w obu przypadkach tygodniowe stawki są naprawdę bardzo dobre), ale ta opcja to już melodia przeszłości.

- Po dwóch lub trzech tygodniach w Anglii mogę przenieść się na tydzień lub dwa do Rosji, aby sparować z Powietkinem. Będę wręcz do tego dążył, bo Aleksander też należy do światowej czołówki. Mogę tylko zyskać, bo niebawem mnie też czeka pojedynek. Mój współpromotor Jimmy Burchfield powiedział, żebym szykował się na piąty października - mówi Wach w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego". Logiki w tych trzech zdaniach nie ma żadnej. Wynika z nich, że po dziewięciu miesiącach przerwy od boksu, Mariusz poleci 26 sierpnia z Krakowa do Londynu i prosto stamtąd (bo inaczej się nie da), 18 września na choćby tydzień (mówi nawet o dwóch) z Londynu do Moskwy. Domyślam się, że wracając około 25 września z Moskwy, zmieni koszulę na lotnisku w Krakowie. Bo czeka go dziesięć godzin lotu do zupełnie innej strefy czasowej, na drugi kontynent do Bostonu - bo stamtąd najbliżej do Foxwoods - na zapowiadaną przez niego walkę 5 października.

Wszyscy przekonaliśmy się, jak twardą szczękę ma Mariusz Wach 11 listopada, kiedy przyjął od mistrza świata WBA, IBF, WBO oraz IBC Władymira Kliczko dokładnie 274 ciosy, w tym rekordowe 121 power punches czyli mówiąc językiem ludzi normalnych - 121 bomb od Kliczki. Czego nie wiedział niżej podpisany, to fakt, że Mariusz Wach chce odrobić stracone osiem miesięcy w… cztery tygodnie. Czyli dokonać niemożliwego. Nawet nie komentując faktu, że Kołodziej nie ma pojęcia, o jakiej walce 5 października mówi Wach ("Nic mi nie wiadomo o żadnych datach dla Wacha. Nie zamieniłem na ten temat z Jimmym ani słowa") , to sportowo nie miałoby to sensu. Dan Majeski, który kontraktowo jest przypisany do znajdywania Wikingowi rywali, na taki układ nigdy nie pójdzie. Bo jak miałby ocenić przygotowanie Wacha, którego reprezentuje przy doborze rywala, na podstawie wyrywkowych, zadaniowych sparingów? Jak planować galę z kilkutygodniowym, a nie kilkumiesięcznym,wyprzedzeniem? Chyba, że rywal "Wikinga" byłby z łapanki - z gatunku tych co się biją za piwo i steka. - Dostaję telefony, e-maile z Polski. Dziennikarze pytają się w jakiej formie jest Wach, na jakich jest gotowy rywali. To śmieszne z dwóch powodów - w jakiej formie może być, skoro trenuje od kilku dni? I po drugie - czy z tym pytaniem nie trzeba zwracać się do jego trenera? Piotrek jest bliżej, w Dzierżonowie - pyta retorycznie szef Global Boxing.

Do tego jeszcze dochodzi nawoływanie - także ze strony niektórych dziennikarzy - że pięściarz Wach i promotor Kołodziej powinni strzelić "niedźwiedzia", upić się, może powiosłować wspólnie na Alaskę. Najlepiej te trzy rzeczy jednocześnie. Nie wiem po co, bo pięściarz i promotor kumplami być nie muszą. W USA, w 90 przypadkach na 100, zawodnik widzi promotora na konferencji prasowej, na walce oraz kiedy podpisuje albo rozwiązuje kontrakt. Promotor zakłada, że zawodnik wie, że musi być w formie, bo jest zawodowcem, ma trenera. Promotor wie, że bieżące sprawy papierkowe załatwia manager. Reszta go nie interesuje. Ponieważ nie pamiętam, kiedy ostatnim razem Wach wspominał, że ma promotora o nazwisku Mariusz Kołodziej (odnośniki są prawie zawsze do przesympatycznego Jimmy Burchfielda), więc zapytałem tego pierwszego, czy jest na wojennej ścieżce z partnerem. - Absolutnie nie jestem. Wach może mnie nie zauważać jak długo chce, ale bez mojego podpisu nic nie zrobi. Wszyscy to zresztą wiedzą - chyba z wyjątkiem jego doradców. Ostatnie zdanie wyjaśnia wszystko.

Przemek Garczarczyk