Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Kliczko WachMariusz Wach nie został mistrzem świata wagi ciężkiej, ale porażka 
z Władymirem Kliczką była honorowa. Sędziowie nie mieli wątpliwości, punktując 120:107, 120:107, 119:109 dla 36-letniego Ukraińca. Posiadacz prestiżowych pasów organizacji WBA, IBF, WBO i magazynu „The Ring" nie zdołał jednak w Hamburgu znokautować Polaka, co więcej ani razu nie posłał go na deski.

To drugi taki przypadek w ostatnich ośmiu latach. Pierwszym, który nie padł,  był Anglik David Haye w ubiegłym roku. Statystyki są jednak bezlitosne dla Wacha. Młodszy z braci Kliczków zadał 121 mocnych ciosów, a on tylko 25. Ciosy proste to też miażdżąca przewaga Ukraińca (153-38).

Władymir (198 cm) po raz pierwszy walczył na zawodowych ringach z wyższym rywalem, ale 4 cm różnicy na korzyść Wacha nie miało w sobotni wieczór żadnego znaczenia. Kliczko już w pierwszym starciu pokazał, jaką ma receptę na zwycięstwo. Zaczynał precyzyjnym lewym prostym, bił prawym między rękawice Wacha i wydawało się, że walka nie potrwa długo. Ale Polak okazał się niewiarygodnie odporny na ciosy. Co więcej, pod koniec piątego starcia trafił mistrza świata prawym prostym  i na chwilę zaświtała nadzieja, że może będzie sensacja.

– Jednym ciosem nie da się jednak wygrać z takim mistrzem. Chciałem jeszcze coś dołożyć, pomóc szczęściu, ale zabrakło czasu – tłumaczył pięściarz z Nowej Huty.

Odpowiedź Kliczki była zdecydowana, szczególnie w ósmej rundzie, w której Ukrainiec całkowicie zdominował polskiego olbrzyma. – Nawet przez chwilę nie pomyślałem, by się poddać, by choć na moment przyklęknąć. Obawiałem się tylko, że trener może zatrzymać walkę, na szczęście tego nie zrobił, sędzia Eddie Cotton też nie – powie później Wach, który przyzna, że nie zrobił w tym pojedynku tego, co chciał, o co ma do siebie pretensję.

– Jego lewy prosty jest niesamowity. Prawy też.  Nie mogłem znaleźć na nie recepty. Brakowało mi dynamiki i szybkości. To była dla mnie bardzo ciężka przeprawa, fizycznie i psychicznie, ale wytrzymałem, to najważniejsze. A przecież więksi kozacy niż ja padali – tłumaczył dziennikarzom.

Kliczko chwalił Wacha, podkreślał jego odporność, mówiąc, iż nie sądził, że ten wytrzyma 12 rund, ale dla niego to był tylko kolejny dzień w pracy. Zarobił kilka milionów euro, teraz poleci do USA na pogrzeb swojego trenera Emanuela Stewarda, którego w narożniku zastąpił sparingpartner Władymira Johnathon Banks, i pomyśli o kolejnej walce, którą prawdopodobnie wygra równie łatwo jak tę w Hamburgu.

33-letni Wach twierdzi, że czasami trzeba przegrać, by zrobić krok do przodu. Przyznaje też, że mógł dać z siebie więcej, ale trema dała znać o sobie. – Zabrakło chyba wewnętrznego przekonania, że mnie na to stać. Nie zaryzykowałem, kiedy należało. W końcówce Kliczko był już zmęczony, klinczował, ale wciąż kontrolował sytuację.

Trudno się dziwić Wachowi, że zabrakło mu doświadczenia.  Czegoś podobnego jak w 02 Arena nigdy wcześniej nie przeżył. 16 tysięcy widzów, a wśród nich słynny Rocky (Sylvester Stallone) i miliony przed telewizorami, to nie jest świat, w którym żył do tej pory. Dlatego niepotrzebnie przeprasza polskich kibiców, że zawiódł. Zrobił przecież więcej niż inni, przetrzymał bombardowanie rywala lepszego o klasę. Były mistrz Polski amatorów, niepokonany do soboty zawodowiec, wciąż  popełnia proste błędy w obronie, brakuje mu techniki, ale ambicji i odporności na ciosy ma za dwóch, dlatego wciąż warto w niego inwestować, bo poza Kliczkami są inni, których może pokonać.

Nie można mieć do Wacha pretensji, że przyjął propozycję, by już teraz walczyć z Kliczką. Takich ofert  z powodów finansowych się nie odrzuca. Nie zrobił przecież tego w ubiegłym roku Tomasz Adamek, który we Wrocławiu stanął w ringu ze starszym z braci, Witalijem, i choć przegrał przed czasem, został milionerem. Wach zarobił kilkaset tysięcy euro i zrozumiał, że jeśli dalej będzie ciężko pracował, to jeszcze wiele przed nim.

Zapewne nigdy nie będzie wybitnym mistrzem, bo brakuje mu talentu, ale ma twardy charakter i ponad dwa metry wzrostu. A to liczące się argumenty. Może powinien pomyśleć o zmianie trenera, bo Portorykańczyk Juan de Leon zbyt wiele go jednak nie nauczył, a bez lepszej defensywy i szybkości postępu nie będzie. Decyzję muszą podjąć sam pięściarz i jego promotor Mariusz Kołodziej, właściciel kilku piekarni i Global Boxing Gym w North Bergen w stanie New Jersey.

Andrzej Gołota, znacznie lepszy pięściarz niż Wach, mistrzem świata nie został, choć próbował cztery razy. Walk z Lennoksem Lewisem i Lamonem Brewsterem nie ma co wspominać, bo były krótkie i wstydliwe. Ale z Chrisem Byrdem i Johnem Ruizem zasłużył na zwycięstwa. Zabrakło szczęścia.

Dwaj pozostali polscy kandydaci na mistrzów wagi ciężkiej, Albert Sosnowski i Adamek, przegrali ze starszym Kliczką przed czasem. Adamek będzie jeszcze próbował dostać się na szczyt. Podobnie jak Wach, który wierzy, że dostanie kolejną szansę.