Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Kliczko Wach10 listopada na gali boksu w Hamburgu Mariusz Wach (27-0, 15 KO) stanie do walki o trzy mistrzowskie pasy wagi ciężkiej z Władimirem Kliczką (58-3, 51 KO). – Chcąc wygrać, będę musiał urwać Kliczce głowę – mówi w rozmowie z ringpolska.pl niepokonany dwumetrowiec z Krakowa.

- Mariusz, pierwszy raz od dłuższego czasu przygotowywałeś się do walki nie w Stanach a w Polsce. Czym różniły się te przygotowania?
Mariusz Wach: Niczym. Był ten sam cykl przygotowań, ci sami trenerzy. Piotrek Wilczewski również był już wcześniej ze mną na dwóch obozach w Stanach… Wiadomo, było więcej Polaków na sali treningowej, a poza tym – ring ten sam, worki te same…

- Piotr Wilczewski mówił jednak, że było trochę konsultacji z De Leonem.
MW:
Tak, oni cały czas ze sobą współpracują. Piotrek jest bardzo doświadczonym zawodnikiem i trenerem. On nie podchodzi po treningu i nie klepie w ramię, mówiąc, że wszystko jest dobrze. Wprost przeciwnie, wytyka mi błędy – i to mi się podoba.

- Bracia Kliczko zgarnęli ci czołówkę wysokich sparingpatrnerów. Udało się zorganizować jakieś zastępstwo?
MW:
Wiadomo, obaj szukaliśmy sparingpartnerów o podobnych gabarytach i skorzystali oni z lepszej oferty. Proponowaliśmy sparingi też innym zawodnikom, część odmówiła, być może się bali… Mi sparingi z tymi zawodnikami, których miałem, dużo pomogły i dużo mi dały.

- Julius Long opowiadał, że w ringu toczyliście prawdziwe wojny…
MW:
Musiało tak być. On wiedział, po co tu przyjechał, ja wiem, po co wychodzę do ringu 10 listopada. Julius na sparingach mnie nie oszczędzał. Miałem jeszcze czterech innych sparingpartnerów, każdy z nich chciał się dobrze pokazać i dawał z siebie wszystko. 

- Wszyscy z obozu Kliczki zgodnie wróżą ci przegraną przez nokaut, mówią, że skończysz walkę na deskach. Deprymuje cię to czy wprost przeciwnie – motywuje?
MW:
Zdaję sobie sprawę, że oni muszą tak mówić. Spytajcie się ludzi z mojego teamu, co się stanie z Kliczką… To takie zwykłe gadanie. Przecież jego sparingpartnerzy nawet mnie nie znają, widzieli może moją jedną walkę sprzed dwóch lat i wedle tego mnie oceniają. W moim boksowaniu w ostatnim czasie wiele się zmieniło. Ostatnią walkę stoczyłem pół roku temu, a od tego czasu zaszło w moim życiu wiele zmian.

- Julius Long, który walczył z tobą w 2009 roku, podkreśla, że przybyło ci wiele siły…
MW:
Skoro tak powiedział, to chyba tak musi być…

- Ostatnio zmarł Emanuel Steward, trener Władimira Kliczki. Myślisz, że to wpłynie na niego w jakiś sposób?
MW:
Ciężko powiedzieć, ale Kliczko jest bardzo doświadczonym zawodnikiem. Na pewno zadedykuje mu tę walkę, myślę, że będzie bardziej zmobilizowany. Doświadczenie pomoże mu w tym, by poradzić sobie z presją.

- Pierwszy raz w karierze wchodzisz do ringu nie jako faworyt. Jak to na ciebie działa?
MW:
Myślę, że będzie mi odpowiadała rola zawodnika skazywanego na przegraną. Ludzie nie stawiają na mnie, ale to pozwoli mi jeszcze lepiej się zaprezentować.     

- Na całej sali treningowej nadal stoją tekturowe podobizny Władimira Kliczki, teraz już jednak z podbitym okiem. Miałeś się z Kliczką zaprzyjaźniać, chyba coś jednak nie wyszło…
MW:
Wkurzył mnie na obiedzie, coś tam złego powiedział… Kliczki jest tu pełno, ale dzięki temu już się z nim zaprzyjaźniłem, co dzień widzę jego twarz, także gdy spotkam go na konferencji prasowej czy już w trakcie walki, nie zrobi na mnie żadnego wrażenia.

- Pod koniec ostatniego treningu otwartego „urwałeś głowę” gruszce bokserskiej. Urwiesz głowę Kliczce?
MW:
Chcąc wygrać, będę musiał to zrobić. Czy urwę, nie wiem, ale będę chciał to zrobić za wszelką cenę.

- Będziemy mieli mistrza świata?
MW:
Będziemy!