Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Wach

Niepokonany na zawodowych ringach Artur Szpilka niezbyt wysoko ocenia szanse Mariusza Wacha (27-0, 15 KO) w zaplanowanym na 10 listopada starciu z królem wagi ciężkiej Władimirem Kliczką (58-3, 51 KO). "Szpila" zapewnia, że z całych sił kibicował będzie swojemu starszemu koledze, ale podkreśla, że zadanie, jakie przed nim stoi jest niezwykle trudne.

- Znacie mnie z tego, że zawsze mówię to, co myślę. Mariusz jest moim dobrym kolegą, zajebiście mu kibicuję, jest moim zdaniem na razie jedynym Polakiem, który mógłby postawić jakieś warunki Kliczkom, ale uważam, że ta walka jest dla niego za wcześnie, powinien troszkę poczekać, bo skończy się to dla niego tragicznie - mówi Szpilka. - Pojadę na walkę do Hamburga, będę z Mariuszem całym sercem, ale nie widzę jeszcze tej walki na tym etapie. Mariusz, sorki, wiesz jaki jestem, ciężko będzie, to jeszcze nie ten czas! - dodaje bokser z Wieliczki, zaznaczając jednocześnie, że "Wiking", przy dużej dozie szczęścia, może jednak stać się autorem sensacji.

- To jest waga ciężka, a Mariusz ma ciężkie ręce i może mu siąść jakiś cios - tłumaczy Szpilka. - Ja pamiętam Mariusza z przeszłości i on ciężko sobie radzi z atmosferą przed walką, a to nie będzie jednak Tye Fields tylko mistrz, najlepszy zawodnik na świecie. Nie wiem, jak Mariusz zniesie całą  otoczkę pojedynku. Jeśli sobie poradzi i wyjdzie do ringu z chłodną głową, to walka może być naprawdę ciekawa. Mariusz ma potężną łapę, może nie pojedynczy cios, ale wykańcza rywali ponowieniem ataku, czwartym czy piątym ciosem.

- Na pewno będzie to pierwszy tak wysoki przeciwnik Kliczki i to też może mu sprawić trudności. Jestem ciekaw tej walki, ale jeszcze bym na jego miejscu poczekał, nabrał pewności siebie, znokautował paru zawodników. Nabrał takiego przekonania: "K***a, ja potrafię, ja mogę!"  Mariusz moim zdaniem w Stanach rozwinął się niesamowicie. Jestem pod wrażeniem. On jest coraz pewniejszy siebie, ale moim zdaniem to nie jest jeszcze taki Mariusz na Kliczkę. Ale daj mu Boże! Będziemy mu serdecznie kibicować - kończy Artur Szpilka.