Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Gdzie będziesz się przygotowywał do walki w Chicago?
Krzysztof Włodarczyk: Na szczęście już 17 listopada wyjeżdżam do Wisły i tam będę się w spokoju przygotowywał i koncentrował tylko na walce. Teraz ciągle mam jakieś spotkania i wywiady. W Wiśle będę się koncentrował tylko na tym, co jest dla mnie najważniejsze.

Fragomenim, który ma 44 lata…
Nieważne. Hopkins ma 48, Holyfield też nie jest młodzieniaszkiem. To ciężko porównać, ale ja nie lekceważę go pod żadnym pozorem. W boksie wszystko może się zdarzyć.

Ogromne emocje i krew – tak można w skrócie opisać Twoją ostatnią walkę. Oczekiwałeś, że pojedynek z Czakijewem tak się może zakończyć?
Jak najbardziej. Nigdy nawet nie dopuściłem do siebie myśli, że to będzie walka, która zakończy się na punkty. Dla mnie w ogóle nie było takiej możliwości.

Krzysztofie, Twoja walka z Czakijewem została nominowana przez federację WBC w plebiscytach na najlepszą i najbardziej dramatyczną walkę 2013 roku.
W jaki sposób się o tym dowiedziałeś?
Dowiedziałem się od mojego szwagra Tomka Babilońskiego, który jest w Ameryce. Wyczytał informację na ten temat i dał mi znać. Myślę, że to dobrze, bo ta walka przyniosła wiele emocji naszemu narodowi i w ogóle – kibicom boksu.

To była Twoja najtrudniejsza walka?
Jedna z trudniejszych. Bardziej niewygodnym przeciwnikiem był Francisco Palacios. Danny Gren był również nieprzyjemnym zawodnikiem, miał długi zasięg rąk, był bardzo dokuczliwy. I jeszcze może ze dwóch takich zawodników było, którzy stwarzali trochę problemów. Fajnie się z nimi boksowało. Jeśli mówimy o tym konkretnym okresie mojej kariery – to w czasie ostatnich dwóch – trzech lat – był to najtrudniejsza walka.

Teraz, kiedy dochodzą do nas smutne informacje na temat złego stanu zdrowia Magomeda Abdusalamowa, coś się u Ciebie zmieniło? Masz takie momenty, że boisz się walczyć?
Nie biorę sobie tego wydarzenia w ogóle to głowy. Po prostu taki przypadek. Bardzo współczuję jemu i jego rodzinie i jeśli tylko będziemy mieli jakąś możliwość pomóc – na pewno to uczynimy.

Udzielasz się społecznie, charytatywnie?
Biorę udział w różnych akcjach charytatywnych. Kiedyś jeździłem na kolonie dla dzieci, które organizował Polski Czerwony Krzyż. Takich akcji było kilka. Odwiedzam też na przykład więzienie, aby ci ludzie mogli zobaczyć, że jest inne życie i można inaczej funkcjonować. Mam jeszcze kontakt z Panią Anną Dymną, która informuje mnie kiedy coś się dzieje. Jeśli mam możliwość to staram się uczestniczyć w tych akcjach.

Jakie spotkanie szczególnie zostało Tobie w pamięci?
Kiedyś spotkałem się z młodym chłopakiem, który miesiąc po naszym spotkaniu umarł. On miał nowotwór i wiedział, że umiera. Niedawno spotkałem się z jego rodzicami. Poszliśmy na kolację. Ten chłopak miał zaledwie 19 lat. Dopiero życie się przed nim otwierało. Przykro jest patrzeć na takie rzeczy.

Myślałeś kiedyś o zakończeniu kariery sportowej?
Parę lat temu. Myślałem, żeby dać sobie spokój, ale jakoś podniosłem się… Jeśli ma się swoją pasję, miłość – to nie można z tego zrezygnować. To jest jak narkotyk, tylko innego rodzaju.

Jakie masz hobby poza boksem?
Lubię motory, lubię szybką jazdę samochodem, lubię motoróweczki, skutery wodne i na pewno gdybym tylko miał czas – korzystałbym z tego. Motory mnie strasznie pasjonują. Chciałbym też nurkować. Pamiętam jak kiedyś byłem z moim promotorem Andrzejem Wasilewskim w Meksyku. Wtedy pierwszy raz miałem okazję nurkować. To nie było na jakiś mega głębinach, bo tylko 12 metrów, ale przeżycie niesamowite. Jak pierwszy raz schodzisz pod wodę, to ten tlen, który masz na 40 minut – starcza na 15 czy 20 minut. Chciałbym jeszcze skoczyć z bungie. Jechać czy lecieć – już wszystko jedno – oby szybko (śmiech). Ostatnio latałem z mistrzem Polski paralotnią, tylko na wózku dwuosobowym. Żona mi zafundowała taki prezent. To było coś niesamowitego. Mam nadzieję, że kiedyś kupię sobie takie coś i będę mógł latać. Wyobraź sobie, że można lecieć nawet w granicach pięciu kilometrów nad ziemią.