Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Wydaje mi się, że w przypadku Krzyśka obroni się prawda - mówi "Gazecie Krakowskiej" Artur Szpilka (20-2, 15 KO) o aktualnym mistrzu świata WBO wagi junior ciężkiej Krzysztofie Głowackim (26-0, 16 KO), który niedawno pokonał na punkty Steve'a Cunninghama i obronił po raz pierwszy tytuł World Boxing Organization.

Jeśli ktoś jeszcze nie doceniał Krzysztofa Głowackiego, to w pierwszej udanej obronie mistrzowskiego pasa organizacji WBO „Główka” udowodnił, że jest wielkim wojownikiem i bardzo mocnym mentalnie zawodnikiem.
Jasne, że tak, natomiast ja od początku wierzyłem w „Główkę”. Już przed walką z Marco Huckiem, jako jeden z nielicznych, stawiałem na jego wygraną. Krzysiu zawsze taki był, ale teraz otworzył oczy niedowiarkom. Obecnie ma swój czas, który musi wykorzystać. Bardzo się cieszę, bo nikomu nie życzyłem tak bardzo sukcesu, jak temu chłopakowi.

Dlaczego?
Ponieważ zawsze był z boku. W końcu oczy bokserskiego świata są skierowane na niego, a Krzysiek jeszcze nie powiedział ostatniego słowa i na pewno będzie się rozwijał. Prawdopodobnie dojdzie do walki unifikacyjnej z Denisem Lebiediewem, o ile oczywiście Rosjanin w najbliższej walce poradzi sobie z Victorem Ramirezem i będzie miał dwa pasy. Widzę „Główkę” nie tylko w roli faworyta w starciu z Lebiediewem, ale wręcz uważam, że byłby w stanie widowiskowo znokautować Rosjanina.

Mówi Pan, że Krzysztof zasługuje na wszystko, co najlepsze. To samo powtarza Andrzej Wawrzyk, który podkreśla, że mało kto jest tak warty sukcesu, jak Głowacki. Co takiego wyjątkowego jest w waszym przyjacielu?
Znam Krzysia od 16. roku życia, gdy zaczęliśmy spotykać się na zgrupowaniach kadry. Zawsze razem mieszkaliśmy w pokoju i zbudowaliśmy bardzo mocne relacje. Doskonale pamiętam, ile Krzysiu przeżył i jak mocno trenował, a zawsze miał z tego guzik.

Na postawie poza ringiem może zbudować swoją markę i duży walor marketingowy, czy jednak - w dobie dzisiejszych „konsumentów” mediów - musi zacząć brylować?
Niekoniecznie. Wydaje mi się, że w przypadku Krzyśka obroni się prawda. Przecież ja też nikogo nie udaję, tylko z natury jestem inny. Nie zachowuję się pod publikę. Moim zdaniem ludzi najbardziej przyciąga autentyczność. Okay, jedni będą to doceniać, inni nie, ale Krzysiek trafi do wszystkich wartością sportową. Przed nim wielkie walki i wielkie pieniądze. Mam nadzieję, że kiedyś usiądzie sobie w domu, weźmie głęboki oddech, i powie sam do siebie: „kurde, byczku, było warto”.

Ma Pan jakąś radę dla swojego przyjaciela?
Trzeba życzyć mu jeszcze większej mobilizacji. Zaraz po walce zadzwoniłem do niego i powiedziałem: „Krzysiu, nie słuchaj kumpli i czasami nie pij”. Tak naprawdę dopiero teraz, a wcale nie w chwili zdobycia tytułu mistrza świata, zaczyna się jego czas. Dodałem: „to nie jest twoje pięć minut, ty właśnie w tej chwili rozpocząłeś wielką karierę”. Jeżeli to wykorzysta, ustawi się do końca życia i zostanie legendą polskiego boksu. Wszystko w jego rękach.

Pełna treść artykułu w "Gazecie Krakowskiej" >>