Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

W kategorii najbardziej niedocenianego polskiego pięściarza zawodowego Kamil Szeremeta jest niekoronowanym królem – mówi Andrzej Wasilewski, menedżer polskiego mistrza Europy w kategorii średniej. W sobotę przystąpi we Francji do drugiej obrony tytułu – jego rywalem będzie Andrew Francillette. Promotor w rozmowie z TVPSPORT.PL opowiada o tym, jakie niebezpieczeństwa czekają na "czempiona na wygnaniu", wspominając ciekawe historie sprzed lat. Transmisja w sobotę w TVP Sport (21:20), tvpsport.pl i w naszej aplikacji mobilnej (20:30).

Kamil Szeremeta tytułu mistrza Europy będzie bronił we Francji. Ring na wyjeździe naszpikowany jest pułapkami?
Andrzej Wasilewski: Absolutnie tak i jest kilka obszarów tych pułapek. Trzeba uważać nawet na zjawiska zupełnie pozasportowe, by nie spotkały nas przykrości. Nawet takie, jak ciężkostrawne posiłki czy woda, która powoduje kłopoty żołądkowe. Zaczepki na ulicach również się zdarzały.

Jedziemy na terytorium wroga, gdzie – nawet poza wiedzą lokalnego promotora – może się coś wydarzyć. W niektórych krajach szczególnie się pilnujemy, choć nie tak, jak Ołeksandr Usyk przed walką z Muratem Gassijewem w Moskwie. Był zameldowany w trzech hotelach jednocześnie, a po mieście poruszał się sześcioma vanami z czarnymi szybami, by nie wiadomo było, w którym aktualnie jeździ. Przy dalekich wyjazdach sprawy bezpieczeństwa mamy zawsze mocne rozbudowane. W Moskwie przed walką Krzysztofa Włodarczyka były bardzo intensywne procedury i ochrona.

Pięściarskie szpiegostwo z krainy dreszczowców?
W salach treningowych potrafiły być ukryte kamery, by zobaczyć, jak przebiegają ostatnie treningi przed pojedynkiem i jakie akcje ćwiczone były na ostatniej prostej. Może wydarzyć się wiele nieczystych zagrań, dlatego na większość jesteśmy przygotowani.

A co z sędziami?
To kolejny aspekt, na który nie mamy do końca wpływu. Oczywiście z biegiem lat pozycja naszej grupy rośnie w siłę, co ułatwia negocjacje z federacjami. W większości mamy wpływ na obsadę sędziowską. Nie oszukujmy się – w wielu dyscyplinach sportu, w boksie również, ściany pomagają gospodarzowi. Wyjazdowe walki są zatem szczególnym wyzwaniem. Nasza grupa wielokrotnie podejmowała to ryzyko i nie unikała pojedynków na wyjeździe. Pierwszym przypadkiem był Włodarczyk, który w 2001 roku pojechał na Sardynię, by skrzyżować rękawice z Vincenzo Rossitto.

Pełna treść artykułu na Sport.tvp.pl >>