Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Daj spokój, nie będzie pełnego dystansu - albo on albo ja. Cios na cios. Na to się nastawiam. Nie wychodzę na ring, żeby pokazać 150 uników. Wychodzę się bić - mówi Mike Mollo (20-5, 12 KO), który 20 lutego na gali w Legionowie zmierzy się z niepokonanym Krzysztofem Zimnochem (18-0, 12 KO). "Bezlitosny" Mike wspomina także swoje walki z Arturem Szpilką…

Przemek Garczarczyk: Przyjałeś propozycje walki z Krzysztofem Zimnochem bardzo szybko. Bez targowania.
Mike Mollo: Pieniądze nie były najważniejsze. Brakowało mi przez ostatnie dwa lata boksu, bo kocham ten sport. Lubię rywalizację. Do tego nigdy nie byłem w Polsce, a wiem po walkach z Arturem, że kibiców macie niesamowitych. Ja żyję dla tego dreszczyku emocji, krzyku tłumów. Propozycja tej walki idealnie trafiła z czasem…

Dlaczego?
Przede wszystkim wreszcie jestem zdrowy. Pierwsza walka ze Szpilką była na niewyleczonej do końca złamanej ręce. Zaraz po niej miałem operację, wyglądało, że wszystko jest OK. Kiedy ciągle bolało, poszedłem do lekarza i okazało się, że ręka się nie zrasta jak trzeba. Druga walka z Arturem też na wariackich papierach, po niej kolejna operacja. To nie koniec medycznych przygód. Miałem propozycję walki w formule BKB, na okrągłym ringu w Las Vegas, gdzie nie ma gdzie uciekać - coś dla mnie. Zerwałem mięsień podczas jednego z ostatnich sparingów - prawie sześciocyfrowa wypłata wypadła. Tak naprawdę zdrowy, z w pełni zaleczonymi kontuzjami, jestem od pół roku. Dlatego tak się ucieszyłem na szansę sprawdzenia siebie z Krzyśkiem. Nie mogę się doczekać.

W 2008 roku, cztery miesiące po tym, jak Zimnoch wygrał z Deontayem Wilderem na amatorskich mistrzostwach świata w Chicago, walczyłeś jako zawodowiec z Andrzejem Gołotą w Nowym Jorku. Teraz spotkanie do którego miało już dojść ponad dwa lata temu.
Co się odwlecze… Szanuję Zimnocha za umiejętności. Ma dobrą przeszłość amatorską, uważam, że to jest jedna z takich walk, którą dobrze się ogląda… bo nie ma faworyta. Po jego stronie jest fakt, że walczy w Polsce, będzie miał za sobą promotorów, taką zwykłą polityczną otoczkę boksu, z jaką trzeba się liczyć, kiedy bijesz się na wyjeździe. Mnie to nigdy nie przeszkadzało. Zresztą zobaczymy, kto będzie miał więcej kibiców w Legionowie.

W twoim narożniku Sam Colonna. Powrót do źródeł, bo u niego zaczynałeś, a do tego szkoleniowiec, który krótko bo krótko, ale z Zimnochem trenował.
Jeden z moich błędów młodości to fakt, że odszedłem od Sama. Byłem młody i głupi. Sam wie wszystko, co o boksie trzeba wiedzieć. Może tym razem? Nie jestem wyboksowany czy obity. Mam 35 lat, wiele przerw dobrze mnie zakonserwowało. Pierwszym, który mnie położył na deski był właśnie Szpilka. Nawet Gołocie czy McCline'owi się nie udało. Trening już rozpocząłem, energia mnie rozpiera.

Walka jest zakontraktowana na 10 rund. Nie wierzę, że będzie pełen dystans. W jedną lub drugą stronę.
Daj spokój, nie będzie pełnego dystansu - on albo ja. Cios na cios. Na to się nastawiam. Nie wychodzę na ring, żeby pokazać 150 uników. Wychodzę się bić. Taki jestem, nic się nie zmieniłem.

Ostatnie pytanie. Przed prawie trzema laty brakowało ci jednego dobrego ciosu by wygrać przez KO z Arturem Szpilką. Tym samym, który za kilkanaście dni walczyć będzie z Deontayem Wilderem o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Dociera to do ciebie?
Teraz dotarło… Takie życie. To był ten sam Szpilka, ale tak naprawdę dwóch różnych bokserów. W pierwszej walce, kiedy przyklęknął po ciosie w pierwszej rundzie, na korpus, pomyślałem, że to jakieś nieporozumienie. W następnych rundach było różnie, ale do dziś uważam, że gdyby krew nie zalewała mi oczu po rozcięciach, to bym wygrał. Druga walka z Arturem to zupełnie inna sprawa. Zniszczył mnie, był na mnie gotowy. Zmiany tempa, wchodzenie z ciosem w moje akcje, zmiany pozycji, precyzja...Wszystko miał tego wieczoru. Jeśli tak zawalczy z Wilderem jak w naszym rewanżu, to ma wielką szansę wygranej. Jak zawalczy tak słabo przygotowany fizycznie, jak był z Jenningsem w Nowym Jorku, to Deontay go zabije. Jaki ja byłem wściekły na Artura za tego Jenningsa! Krzyczałem na telewizor, że przecież potrafisz więcej! Teraz będę mu kibicował. Wiadoma sprawa.