Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Zimnoch McCallWalka z Oliverem McCallem (56-13, 37 KO) dała Krzysztofowi Zimnochowi (15-0-1, 11 KO) więcej niż wcześniejsze razem wzięte. Ktoś powie, że pokonał dziadka, więc nie ma być z czego dumny. Nie ma racji, bo dziadek dziadkowi nierówny. Niektórzy w podobnym wieku zdobywali tytuły mistrza świata, a niejaki Bernard Hopkins wciąż nim jest.

Oliver McCall tak jak Hopkins ma 48 lat i przeszłość, która jest gotowym scenariuszem na film o człowieku, który skutecznie potrafi walczyć ze swoimi ułomnościami. A przy tym umie walczyć nie tylko w życiu, ale i w ringu. Ma CV, które jest marzeniem każdego zaczynającego przygodę z boksem i wciąż potrafi pokazać w ringu rzeczy, które każą okazywać mu szacunek.

Zimnoch, który mógłby być jego synem, nie spodziewał się, że rywal w tym wieku sprawi mu tyle kłopotów. To on kończył ten ośmiorundowy pojedynek zakrwawiony i zmęczony. Wygrał minimalnie, ale McCall nie zgadza się z werdyktem i ja go rozumiem. Ma prawo, po tym co pokazał, uważać się za lepszego. Ciosy Zimnocha nie robiły na nim żadnego wrażenia, ale prawdę mówiąc, czyje w jego długiej karierze robiły. Nikt go nie znokautował, nikt nigdy go poważnie nie zranił, nie rozciął twarzy.

Co więcej prawie każdy lewy prosty "Atomowego Byka" dochodził celu, a Zimnoch przyznał po walce, że musi coś z tym zrobić. Zgoda, McCall nie ma już szybkości, nogi mu bardziej przeszkadzają niż pomagają, ale umie się bronić jak mało kto. Widzi ciosy rywala, jeśli ich nie zablokuje, to przyjmuje, że użyje slangu bokserskiego - na miękko. Umie też oddychać w czasie walki tak, że się mniej męczy

W Legionowie odniosłem wrażenie, że gdyby pojedynek ten trwał kilka rund dłużej, to właśnie McCall byłby zwycięzcą. Dlatego uważam, że starcie z "Atomowym Bykiem" było Zimnochowi potrzebne. Mam nadzieję, że wiele się nauczył i zrozumiał, jak daleko mu jeszcze do mistrzostwa. Ale pokazał w tym pojedynku charakter. Mógł wygrać łatwiej, gdyby walczył ostrożniej. Ale on chciał pokazać, że jest twardszy, niż niektórzy myślą, że potrafi przyjąć i oddać. Co więcej, wydaje mi się, czemu on sam zaprzecza, że chciał jako ten pierwszy znokautować "Atomowego Byka". Nie przewidział tylko, że w zderzeniu ze ścianą mocno się posiniaczy.

Pytanie teraz, czy Oliver McCall dotrzyma obietnicy i zakończy karierę po dwóch porażkach z rzędu. Być może uzna jednak, że walki z Zimnochem nie przegrał i będzie bił się dalej. To jego decyzja, ale synowi powinien kazać zmienić dyscyplinę.

Czytaj cały komentarz Janusza Pindery na polsatsport.pl >>