Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Łukasz Różański już 24 maja przystąpi do pierwszej obrony pasa mistrza świata. Rzeszowianin przygotowania do starcia z Lawrencem Okoliem musi pogodzić z rolą świeżo upieczonego taty. – Ciężko jest się skupić, na treningach myślę tylko o Stasiu i żonie – powiedział "Super Expressowi" czempion WBC wagi bridger.

Jesteś w siódmym niebie?
Łukasz Różański: Na pewno są to najpiękniejsze dni w moim życiu. Naprawdę niesamowite uczucie, które trudno sobie wyobrazić dopóki nie weźmie się dziecka na ręce i tego nie doświadczy na własnej skórze.

Stres był duży?
Stres był ogromny, ale tętno na zegarku miałem 46. Jak zimny chirurg. Ale u mnie to normalne – parę lat temu przechodziłem zabieg na nogę, podłączyli mnie do aparatury, a tam tętno 38. Wszystko zaczęło wyć, panie przybiegły, a ja mówię im, że spokojnie, że nic mi nie jest (śmiech).

Syn dopiero co przyszedł na świat, z kolei ty jesteś w trakcie przygotowań do arcytrudnego pojedynku. Jak zamierzasz to logistycznie rozwiązać?
Ciężko jest się skupić, na treningach myślę tylko o Stasiu i żonie, ale nie ma wyjścia – trzeba pracować i robić formę, bo łatwo nie będzie. Być może wyjadę na obóz w Bieszczady, ale całą strategię działania ustalimy dopiero jak rodzina wróci ze szpitala.

Pełna treść artykułu w "Super Expressie" >>