Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

 

Nie jest wysoki, ale czuć, że ma potężną siłę. Kiedyś o mało nie starł się z kibicami warszawskiego klubu. Kiedy wali pięściami, słychać tylko tępe odgłosy, a trzymający worek trener z trudem utrzymuje się na nogach. Za to tuż po treningu szeroko się uśmiecha i zamienia w ciągle uśmiechniętego gościa. Alen Babić w sobotę w Rzeszowie stanie do walki o tytuł mistrza świata kategorii bridger z Łukaszem Różańskim.

– Nigdy nie czułem się tak dobrze. Nigdy w życiu! Jestem silny, skupiony i czekam już tylko na walkę. Nie chodzi o moje odczucia, takie są po prostu fakty – przekonuje. Chwilę wcześniej kilkadziesiąt minut trenował przed dziennikarzami. Trudno wyciągać z tego wnioski, ale w sumie nikt nawet nie próbuje. Weryfikacja nastąpi w sobotę.

Ma 32 lata, ale debiutował na zawodowstwie dopiero w lipcu 2019 r. I bardzo szybko potrafił skupić na sobie zainteresowanie. Szybko wygrywa, ciągle atakuje, ma wielkie serce wojownika, potrafi być agresywny i jest otwarty dla mediów oraz kibiców.

I umie docenić szanse, jakie się przed nim otwierają. Od dziecka uciekał przed biedą, sypiał w aucie, a walki uczył się na ulicy. Pracował jako bramkarz, a że Chorwaci mają gorącą krew, czasem nie było kiedy głębiej wziąć oddechu. Kiedy już jednak nadarzała się taka okazja, szukał prawdziwego boksu.

Tak na serio zaczął trenować po dwudziestym roku życia i nawet na amatorstwie zdążył osiągnąć poziom, który pozwolił mu walczyć o medale w krajowych mistrzostwach, a nawet otrzeć się o serię WSB.

Co ciekawe, na ulicy zdarzyło mu się spotkać z... fanami Legii Warszawa. – Słyszałeś o tym? – wybuchnął głośno śmiechem, gdy o to spytaliśmy, a później opowiedział całą historię.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>