Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Ireneusz Fryszkowski: Jak samopoczucie przed walką z Alenem Babiciem? Treningi, sparingi, dieta i zaplecze logistyczne w najlepszym porządku? Zostało już niecałe 3 tygodnie.
Łukasz Różański: Samopoczucie? Co mam powiedzieć. Zmęczony jestem (śmiech). Ciężkie treningi non stop, więc daje to trochę w kość. Ale dietę trzymam cały czas, żeby być blisko. Po sobotnim treningu wagę już miałem. Także mogę powiedzieć, że jestem już trochę w bardziej komfortowej sytuacji. Ta walka jest najważniejsza w całej karierze, więc skupiam się w 100 procentach na najlepszym przygotowaniu i myślę o tym, żeby żadnej kontuzji jeszcze nie złapać.

Rzeszów twoje miasto, twoi kibice, niesamowite historyczne wydarzenie i święto boksu w Polsce. Udźwigniesz to przez zwiększoną presję? Nie jedziesz za granicę jak to pierwotnie miało być, tylko walka jest w domu.
To dużo większa presja jak walczysz u siebie. Każdy kto występował przed własną publicznością wie jak to jest. Z jednej strony jest frajda występować przed własnymi kibicami i dać im tę dawkę emocji. Ale z drugiej jest bardzo duże obciążenie, bo w jednym momencie ten doping kibiców poniesie cię, a w innym tak naprawdę trochę ci ta presja zabierze. Mam nadzieję, że 22 kwietnia doping kibiców mnie jednak poniesie, tak jak było w ostatnich walkach i będziemy mogli świętować w Rzeszowie.

A jak psychicznie zniosłeś te ciągłe przekładanie walki? Czy były takie momenty - załamania również - że masz już po prostu dość. Różne pewnie myśli przychodziły wtedy do głowy.
Każdy kto śledził tę historię, wie, że w 2021 r. zacząłem przygotowania do walki eliminacyjnej. Następnie okazało się, że była możliwość walki o mistrzostwo świata. Wziąłem ją, ale przesuwała się i przesuwała się. Na tę chwilę jakbym wiedział, że tak to się wszystko potoczy, pewnie inaczej bym te przygotowania poprowadził. Wtedy myślałem, że jak to w boksie zawodowym - organizacyjnie coś nie zagrało czy przez kontuzję rywala i że ta walka odbędzie się. W lipcu prawie siedziałem już w samolocie, a tu się okazało, że jednak nie. Potem przesunęli ją na 15 października, w międzyczasie brałem ślub, więc dodatkowo obciążenie. Myślałem, że będę już w po walce, rozluźnię się już na ślubie swoim i trochę pobawię, ale się nie udało. Tzn. ślub i wszystko się udało (śmiech), ale do końca nie byłem rozluźniony, bo gdzieś tam z tyłu głowy była ta walka. Potem znowu przesunęli na listopad, potem na grudzień. W tamtym czasie przestałem już w tę walkę wierzyć i nawet powiedziałem promotorowi Andrzejowi Wasielewskiemu, że to już ostatni raz jak się zgadzam. I jak nie będzie walki, to wracam do wagi ciężkiej i chcę z powrotem boksować.

Wszyscy mówią, że to będzie bombardowanie od 1 sekundy. Ale co jak walka pójdzie na dystans. Będzie tlen? Rozważaliście taką opcję i jesteś na to przygotowany?
Sytuacja jest prosta. Ja nigdy do ringu nie wychodziłem z nastawieniem - będę nokautował. Zawsze byłem przygotowany na dystans, na jaki została zakontraktowana walka. Teraz też jestem przygotowany na cały dystans. Jeżeli trzeba będzie boksować 12 rund to będę boksował. Jeśli uda się trafić wcześniej i wygrać, to będzie mi miło (śmiech.)

Co dała walka Adama Balskiego z Babiciem? Jakie wnioski można z niej wyciągnąć? Na pewno, że można go skutecznie trafić.
Tak. Że można go trafić, że naciera, idzie do przodu i mało kiedy odstawia nogę. Ale też jest w pewnym momencie odkryty. Zobaczymy co się będzie działo w ringu. Ja zawsze podchodzę do tego z taką nutką zimnej głowy. Jak każdy mówi – wejdziesz, będzie bitka i znokautujesz go - to ja wtedy odpowiadam, że nie do końca. Bo często jest tak, że przez dwa takie style ludzie nastawiają się na bombardowanie, a walka trwa pełny dystans. I też trzeba być na to przygotowanym.

Cała rozmowa z Łukaszem Różańskim na ringblog.pl >>