Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


 

Niespełna miesiąc pozostał do walki Łukasza Różańskiego z Oscarem Rivasem o należący do Kolumbijczyka pas mistrza świata federacji WBC wagi bridger. Polak jest po obozie w Bieszczadach, teraz sparuje u siebie w Rzeszowie, a już 1 sierpnia planuje być w Miami. - Chcę się obyć z tamtą strefą czasową i klimatem, który na Florydzie będzie zbliżony do tego kolumbijskiego - powiedział "Super Expressowi" Różański.

Został niecały miesiąc do walki. Zasypiasz i wstajesz z Oscarem Rivasem?
Łukasz Różański: Powoli nakręcam się, ale nie jest tak, że myślę tylko o Rivasie. Moją głowę zaprząta też cała logistyka, bo chcę być jak najlepiej przygotowany na 13 sierpnia.

Za tobą ciężki obóz w Bieszczadach. Jak było?
Obóz bardzo udany. Ciężka praca, ale mogłem się skupić tylko na niej, nic mnie nie rozpraszało. No może jedynie piękna pogoda, ale ona nam spadła z nieba, bo w sali było 40 stopni, czyli warunki podobne do tych, jakie będą panować w Cali. Miejscowi mówili, że nie pamiętają takiego okresu, by w Bieszczadach przez dwa tygodnie prażyło słońce i nie spadła choćby jedna kropla deszczu. Pływałem, chodziłem po górach, jeździłem na rowerze, do tego sporo innych treningów wytrzymałościowych. Zgubiłem kilka kilogramów, z osiągnięciem limitu wagi bridger nie będzie kłopotu. A każdy dzień zaczynałem od jogi - rozciąganie, większa mobilność, fajna sprawa, polecam każdemu.

Teraz Rzeszów, a kiedy wylot za wielką wodę?
Tak, teraz Rzeszów i sparingi trzy razy w tygodniu, a potem USA. Planujemy tam być 1 sierpnia, celujemy w Miami. Chcę się obyć z tamtą strefą czasową i klimatem, który na Florydzie będzie zbliżony do tego kolumbijskiego.

Pełna treść artykułu w "Super Expressie" >>