Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Ireneusz Przywara został selekcjonerem bokserskiej reprezentacji Polski. Szkoleniowiec z Knurowa mówi nam o swoich pomysłach na przełamanie głębokiego kryzysu w jakim znalazła się ta dyscyplina sportu.

Po raz ostatni polski pięściarz na podium igrzysk olimpijskich wszedł w 1992 roku. Jak wygląda sytuacja na półtora roku przed Tokio 2020?
Ireneusz Przywara: Nie ma co ukrywać, że nie za ciekawie. Zapaść amatorskiego boksu jest widoczna, a zawodnicy mają problemy, by pozostać w sporcie. Tuż przed pierwszym zgrupowaniem, jakie przeprowadziłem w styczniu, dostawałem od kadrowiczów telefony, że nie mogą przyjechać, bo nie mają w pracy zmiennika albo nie dostaną wolnego. Kiedyś liga gwarantowała pięściarzom w miarę stałe zarobki, teraz mamy w dużej mierze do czynienia z boksem amatorskim w pełnym tego słowa znaczeniu.

Ma pan plan na przełamanie tego impasu?
Zaczynam pracę od „przeglądu wojsk”. Chcę zobaczyć jak to wszystko wygląda, czym tak naprawdę dysponujemy. Zależy mi zwłaszcza na startach międzynarodowych, bo widziałem w życiu wielu bokserów, nawet mistrzów kraju, którzy w Polsce bili wszystkich, a wychodząc na ring za granicą tracili rezon i serce do walki.

Jaki więc ma pan ten plan awaryjny?
Chciałbym wciągnąć do kadry bokserów zawodowych. Takie sytuacje były już na poprzednich igrzyskach, dlatego poprosiłem w PZB, żeby się zwrócił do światowej federacji o jasne zasady, według których moglibyśmy postępować. Pewnie potrzebna jest jakaś karencja w występach zawodowych, może istnieją limity wcześniejszych walk, szczerze mówiąc na razie nie znam tych szczegółów. Rozmawiałem za to z kilkoma zawodnikami, o kilku innych myślę. Chciałbym namówić, jeśli będzie taka możliwość, na przykład Andrzeja Wawrzyka, Damiana Jonaka, może Mariusza Wacha, tego ostatniego chociażby jako sparingartnera... Myślę, że dla niektórych z nich olimpijski start to byłby świetny magnes.

Pełna treść artykułu w "Dzienniku Zachodnim" >>