Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Dariusz Michalczewski, „Tygrys", kończy 5 maja 50 lat. Kiedyś mistrz zawodowego boksu, dziś biznesmen. Polak czy Niemiec? On twierdzi, że Europejczyk – Muszę z boksu dobrze żyć, zdobyć tytuł mistrza świata i dorobić się majątku – mówił po ucieczce do RFN, 30 lat temu.

Pytany, dlaczego zdecydował się na taki krok w sytuacji, gdy miał wszystko, czego dusza zapragnie, w Słupsku, gdzie reprezentował barwy Czarnych, czołowego klubu w Polsce, i perspektywę startu na igrzyskach w Seulu, odpowiadał krótko: chciałem mieć jeszcze lepiej.

W Słupsku 19-letni mistrz Polski był królem. Brał pieniądze z czterech zakładów, zarabiał miesięcznie ponad sto tysięcy złotych, w czasach gdy dobry inżynier wyciągał co najwyżej dwadzieścia. Ludzie przynosili mu do domu banany i pomarańcze. Był młody, popularny i bogaty. Dziś tłumaczy, że ucieczka była wynikiem impulsu.

– Dorota, moja żona, była bardziej zdecydowana. Ucieczkę zaplanowaliśmy wspólnie z Dariuszem Kosedowskim i 24 kwietnia 1988 roku podczas turnieju Inter Cup w Karlsruhe odłączyliśmy się od ekipy – tak Michalczewski mówił przed laty „Rzeczpospolitej".

Ta ucieczka zmieniła jego życie, od niej mógłby się zaczynać film opowiadający historię młodego polskiego boksera, który sześć lat później zostanie zawodowym mistrzem świata, a dzięki kolejnym zwycięstwom dorobi się majątku, który jeszcze pomnoży.

Pełna treść artykułu w "Rzeczpospolitej" >>