Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Jak to jest mieć lepszą miejscówkę niż Jack Nicholson i Madonna?
Janusz Pindera: Madonnę spotkałem na słynnej rewanżowej walce Mike’a Tysona z Evanderem Holyfieldem. Miałem stanowisko komentatorskie przy narożniku "Real Deala". Była zdenerwowana, nie mogła usiedzieć na miejscu. Obok niej stał Magic Johnson. To było w Las Vegas, a trzeba wiedzieć, że na walki Tysona zjeżdżało się pół Hollywoodu. Co ciekawe, lista celebrytów była jeszcze większa, gdy swoje największe pojedynki toczył Oscar De La Hoya. Kiedy walczył z Felixem Trinidadem, liczyła ponad sto nazwisk. Ludzie absolutnie z pierwszych stron amerykańskich gazet. To właśnie wtedy po raz pierwszy jako para pokazali się Andre Agassi i Steffi Graf. A na walce Trinidada z Vargasem, rok później, co doskonale pamiętam, Nicholsonowi umilały czas dwie piękne kobiety. Jedną z nich była Lara Flynn Boyle. Siedzieli dwa rzędy za mną.

Krew na pana koszuli nie należała do rzadkości?
Zdecydowanie nie. Na koszuli, na notatkach - pojawiała się wielokrotnie. Nawet w Polsce, choćby przy okazji walki syna McCalla z Rekowskim. Byłem cały pochlapany. Takich sytuacji było kilka.

Przed oczami przeleciał mi właśnie brutalny nokaut Izu Ugonoha. Polak wyprowadza potężny prawy, Will Quarrie ląduje na stoliku VIP. Wpada dosłownie między wódkę a zakąskę.
Jak komentowałem w Niemczech, siedzieliśmy tam na takich podwyższonych stołkach, równo z ringiem. Widziałem dokładnie jak głęboko wchodzi cios bity na korpus, słyszałem każde stęknięcie po niszczycielskim uderzeniu na wątrobę. Czasami jeden z zawodników się poślizgnął, jego noga się zsunęła i wpadała na moje notatki. Oczywiście Niemcy to Klaus-Peter Kohl i walki Darka Michalczewskiego. Pierwszym zawodowym pojedynkiem pokazanym w Polsce na żywo z miejsca wydarzenia było starcie o mistrzowski pas WBO w wadze półciężkiej „Tygrysa” z Leeonzerem Barberem. Załatwiłem je dla TVP wspólnie z Darkiem, na prośbę dyrektora redakcji sportowej Zygmunta Lenkiewicza, którego spotkałem na plaży w Cetniewie. Michalczewski, który mieszkał na tym samym osiedlu co szef telewizji mającej prawa do tego pojedynku, zareagował na mój telefon błyskawicznie. Wieczorem oddzwonił z Niemiec. TVP była przygotowana na wydatek 100 tys. marek, a dostaliśmy walkę za jakieś śmieszne 7 czy 13 tysięcy. "Mogliśmy wziąć tę setkę" - żartował później Darek. "Jeździłbyś mercedesem". (śmiech) Dla mnie jednak najważniejsze było, że mogłem skomentować ten historyczny pojedynek siedząc przy ringu, podobnie jak większość walk w obronie zdobytego wtedy przez "Tygrysa" tytułu.

To prawda, że potrafił przerwać konferencję prasową dla garstki polskich dziennikarzy i rozmawiać z nimi przez dłuższą chwilę w rodzimym języku?
Tak, wielokrotnie to robił. Gdy pytano go, czy czuje się jeszcze Polakiem, odpowiadał: "A jak się mogę nie czuć? Wychowałem się na jednym podwórku z Tomkiem Wałdochem, z Waldkiem Malakiem". Pamiętam, że jak zdobywał w Goteborgu mistrzostwo Europy dla Niemiec, czuł się nieswojo. Chciał się strasznie dowiedzieć, co o jego ucieczce mówi się w Polsce. Dla naszych sąsiadów był zawsze "deutsch Pole", mimo że stawał do niemieckiego hymnu. Był impulsywny, nie dawał sobie w kaszę dmuchać, bywało, że skakał niemieckim dziennikarzom do gardła.

Pełna treść artykułu na Weszlo.com >>