32 Turniej Feliksa Stamma przyniósł wprawdzie naszej reprezentacji cztery zwycięstwa, ale nie nazywałbym tego wielkim sukcesem. W kontekście wielkich prób jakie czekają polski boks w najbliższych miesiącach niewątpliwie najcenniejsze jest pierwsze miejsce Sandry Drabik w wadze 51 kg.
I nie tylko dlatego, że turniej pań rozgrywany w Warszawie nazwano „Małymi mistrzostwami świata”. Drabik potwierdziła, że drugie miejsce w I Igrzyskach Europejskich w Baku, gdzie zdobyła srebrny medal przegrywając po równej walce w finale z Nicolą Adams, mistrzynią olimpijską z Londynu, nie był przypadkowy.
W Rio de Janeiro panie walczyć będą, tak jak w Londynie, tylko w trzech kategoriach (51, 60 i 75 kg). W takich wagach rywalizowały też w Warszawie i tylko Drabik stała na podium, do tego na jego najwyższym stopniu.
Sytuacja w boksie panów wcale nie jest dużo lepsza. Dziesięciu Polaków i trzy zwycięstwa naszych pięściarzy w turnieju Stamma nieco zaciemniają obraz.
Naszą wizytówką wciąż są dwaj srebrni medaliści ME w Samokowie, Tomasz Jabłoński (75 kg) oraz Igor Jakubowski (91 kg). Ten pierwszy przegrał w półfinałowym pojedynku, po równej walce, z Irlandczykiem Michaelem O „Reillym, zwycięzcą Igrzysk Europejskich w Baku. O’Reilly, to zdolny, ciekawie walczący bokser, ale Jabłoński w wysokiej formie powinien sobie z nim poradzić. Na razie jednak kapitan Hussari dopiero zaczyna przygotowania do MŚ w Katarze. Po ME to dla niego najważniejsza impreza, w Dausze można przecież wywalczyć kwalifikacje olimpijską. To samo dotyczy Jakubowskiego, który w Warszawie był w charakterze widza, gdyż ze startu wyeliminowała go kontuzja łokcia, która odnowiła mu się w Samokowie.
Pełny tekst Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>