Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


- Nie raz myślałem o tym co by było, gdyby nie odsiadka w więzieniu - mówi Tomasz Gargula (16-0-1, 5 KO), który w marcu po jedenastu latach opuścił zakład karny, a kilka tygodni temu wznowił swoje występy na zawodowych ringach.

Z tego co wiem, uprawianie sportów walki na terenie zakładu karnego jest traktowane jako zbrojenie się przeciw Służbie Więziennej. Nie miał Pan z tego tytułu żadnych nieprzyjemności?
Tomasz Gargula: Największy paradoks polega na tym, że w Tarnowie - tj. miejscu, gdzie siedzą osoby pierwszy raz karane - za ćwiczenie pisze się wnioski karne. Tam jest ono surowo zabronione. Dominuje potężny rygor. Natomiast w Wołowie, więzieniu dla najcięższych recydywistów w Polsce, gdzie siedzą ludzie z dolną granicą 10 lat, skazani często za poważne przestępstwa z morderstwami włącznie, są wspaniałe warunki do uprawiania sportu. Gdy tam przyjechałem, czułem się jak na obozie sportowym. Opadła mi szczęka. Ogromne spacerniaki, hala sportowa, na której można przygotowywać się całą zimę. Chłopy wielkie po 120 kilo w czystym mięśniu i fantastyczne obiekty sportowe. Czułem się, jakbym trenował normalnie w jakimś gymie! I tak dzień po dniu podnosząc umiejętności, biłem się z myślami: "Jak to? To mnie pierwszy raz karanego, sportowca, pozbawiają w Tarnowie możliwości treningu, a daje się ją wielokrotnie karanemu multirecydywiście? Przecież jest chyba znacznie większa szansa, że dzięki sportowi, to ja, a nie on, wyjdę na prostą? Że wrócę do społeczeństwa i nie będę już popełniał przestępstw?". Do dziś nie odnalazłem w tym logiki. To chore!

Mike Tyson podczas swojej odsiadki biegał godzinami w miejscu w swojej celi. Pan miał nawet możliwość odbywania sparingów.
Sparowaliśmy bez rękawic. Po tym jak jednemu ze współosadzonych pękł łuk brwiowy, przyszedł do mnie wychowawca i stanowczo zakomunikował: "Gargula! Powiem krótko, koniec trenowania!". "Ale wychowawco, jak to koniec? Sport jest moją jedyną szansą, na poukładanie sobie życia. Powinniście mi w tym pomóc" - odpowiedziałem czując osuwający się pod nogami grunt. Po tym incydencie robiliśmy wyłącznie zadaniówki. Na dotyk. W celi - wspólnie z człowiekiem, z którym trenowałem - zrobiliśmy z materaca worek.

Zastanawia się Pan, w którym miejscu by był, gdyby nie przymusowa przerwa w życiorysie? W 2004 roku ujęto utalentowanego kickboxera, niepokonanego na zawodowych ringach pięściarza, z pasem międzynarodowego mistrza Polski na koncie. Sam Jerzy Kulej przepowiadał Panu światową karierę. W momencie zatrzymania był Pan w najlepszym wieku dla pięściarza. Miał 30 lat.
Nie raz, nie dwa o tym myślałem. Na zawodowstwo przeszedłem w 2000 roku. Trafiłem do jednej z pierwszych grup promotorskich w Polsce. Boksowałem w Banc Box Promotion u Zbigniewa Bańowskiego. Wystąpiłem m.in. na organizowanej przez niego gali w Swarzędzu. To był mój trzeci zawodowy pojedynek. Na miejscu, na zaproszenie Bańkowskiego, zjawił się Gary Shaw. Pod jego skrzydłami znajdowało się wtedy czternastu mistrzów świata. Byłem w tamtym czasie w niezłym gazie, zaimponowałem mu. Wygrałem przed czasem, a Shaw wydawał się oczarowany. "Chłopaku! Jedziesz ze mną do Kalifornii!" - krzyczał. Chciał, żebym trenował u niego w gymie. Po kilku dniach odezwał się do Bańkowskiego. Zostałem zaproszony na trzytygodniowy obóz w Stanach. Miałem być sparingpartnerem Fernando Vargasa przed jego unifikacyjnym starciem z Felixem Trinidadem. Dostałem w dodatku gwarancję występu na mistrzowskiej gali! Miałem wtedy 26 lat. Moje życie mogło być zupełnie inne. Gdyby pieczę objęli nade mną amerykańscy fachowcy, biorąc pod uwagę moje zacięcie do sportu i charakter, prawdopodobnie dawno byłbym już mistrzem świata. Żyłbym jak Mayweather w Las Vegas. No, ale niestety... Kilka dni przed ostatnią gwiazdką XX wieku, w Mandalay Bay Resort & Casino zabrakło Garguli. Nie otrzymaliśmy pozwolenia na wyjazd. Konkretnie - wizy nie dostał Bańkowski. U mnie i Mateusza Biskupskiego, który miał z nami jechać, wszystko było w porządku. Bańkowski natomiast, znalazł się na muszce CBŚ. Konsulat otrzymał polecenie, żeby nie wypuszczać go z Polski. Dwa tygodnie później doszło do zatrzymania.

Pełna rozmowa z Gargulą na sporteuro.pl >>