Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Mawia Pan, że jesteście bardziej grupą produkcyjną, niż promotorską.
Andrzej Gmitruk: Przerzucamy ciężar odpowiedzialności od strony sportowej na Niemcy. Wiadomo, że organizacja walk o poważne tytuły w Polsce drogo kosztuje. Liczę łącznie z opłaceniem rywali. Dlatego też, kiedy tylko nadarza się okazja wygrania za granicą, będziemy ją podejmować.

Szansa na wygraną teoretycznie jest zawsze, ale licząc od września 2012 - poza zwycięskimi potyczkami Krzysztofa Włodarczyka - na siedem mistrzowskich prób, nie wykorzystaliśmy żadnej. Nie pokutuje tu myślenie życzeniowe?
Przegrał Janik, wcześniej Paweł Kołodziej, Głażewski, Wawrzyk. Krzysiek długo trzymał się na trudnych wyjazdach, ale z Drozdem też poległ. Brutalna weryfikacja. Wielu pięściarzy nie sprostało oczekiwaniom, które zawdzięczać możemy bardzo dobrej promocji. Miesiącami, latami nakręcano koniunkturę. Uświadamiano społeczność pięściarską, że ci zawodnicy gotowi są na wielkie wyzwania. Okazało się, że nie byli.

Wilczewski to dobry trener? Ali Bashir, który wspólnie z nim prowadzi Mariusza Wacha, nazwał go kiedyś „aferzystą bez pojęcia o boksie”.
To bardzo niesprawiedliwa ocena. Tak, Piotrek to dobry trener. Trener z potencjałem. Cały czas się rozwija, doskonali warsztat. Co ważne, opiekuje się Mariuszem nie tylko w płaszczyźnie czysto merytorycznej, ale także emocjonalnej.

Pan kiedyś też pomagał Wachowi.
Cztery lata za darmo. Działając zarówno jako trener, jaki i promotor nie wypada mi brać pieniędzy od zawodników. I nie chodzi tu tylko o Mariusza. Ja swoich pięściarzy trenuję ogólnie za darmo. Pobieram tylko małe kwoty, znacznie niższe od promotorskich 30-procentowych standardów, gdy boksują za granicą. Proszę sobie wyobrazić, że nie wziąłem ani złotówki od zawodników z ostatniego PBN. Ani od Maćka Sulęckiego, ani od Michała Syrowatki. Uznałem, że nie zarabiają oni na dzień dzisiejszy aż tak dużych pieniędzy, aby uszczuplać im zarobek. Gdyby np. Darek Sęk zaboksował ze Stevensonem, oczywiście rozmowa byłaby inna. Na razie realia są, jakie są. Staramy się pozyskiwać pieniądze nie od zawodników, ale od reklamodawców.

Polscy promotorzy ze sobą współpracują? Tworzycie jeden organizm? Kiedy rozmawialiśmy przez telefon mówił Pan, że środowisko jest zawszone. Że to taki polski bazar.
Czasem jest za dużo bazarowych dyskusji. „Kto?”, „Co?”, „Komu?”, „Za co?”. Obserwując je, mam przed oczami bazar Różyckiego, gdzie kilkadziesiąt lat temu regularnie chodziłem z matką, w celu zakupienia raków. Taka bazarowa atmosfera handlu. Teraz na szczęście jakoś się to poukładało. Mamy cztery egzystujące na niezłym poziomie grupy: Andrzeja, moją, Babilońskiego i pana Grabowskiego. Każdy ma swoją robotę do wykonania i na tym się koncentruje. Wcześniej zdarzały się różne dziwne sytuacje, które utrudniały dobry kontakt. Osobiście wyrosłem już z słuchania plot i angażowania się w intrygi typu: kto, co, komu zabrał. Moim skromnym zdaniem na lepsze zmieniły relacje na poziomie zawodnik-promotor. Mamy też telewizję Polsat, która stawiając na rodzimą produkcję zapewnia nam warsztat pracy i nieustanną motywację. Nie można jej zestawiać z Canal+. Nie oszukujmy się, gdyby nie Polsat, żadna z istniejących dziś polskich grup nie funkcjonowałaby na poważnym poziomie.

Pełna treść rozmowy na Sporteuro.pl >>