Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Piotr Kołodziejczyk
Podczas piątkowej gali Spartan Boxing Night, Piotr Kołodziejczyk (1-0, 0 KO) w dobrym stylu dołączył do grona pięściarzy zawodowych. Olsztynianin pewnie wypunktował przed własną publicznością Aleksandara Jankovica, któremu - jednomyślną decyzją sędziów - nie oddał żadnej z 4. rund pojedynku. - Wykonałem swój plan na 80% - stwierdził w rozmowie z redakcją ringpolska.pl wychowanek "Wilków Olsztyn", a obecnie zawodnik Spartan Promotion.

Kamil Kierzkowski: Pierwsza zawodowa ceremonia ważenia, pierwszy występ w karierze... no i pierwsze zwycięstwo. Jak czujesz się jako zawodowiec?
Piotr Kołodziejczyk: Bardzo dobrze. Walki na zawodowstwie to coś zupełnie innego. W amatorskim często walczyliśmy mając na trybunie ledwie kilka osób. Teraz to zupełnie inne uczucie, gdy słyszysz kilkadziesiąt, kilkaset głosów, które dopingują cię do walki. Na początku czułem się trochę nieswojo przy tych wszystkich kamerach, ale już jest lepiej. Jeszcze kilka występów i powinno być ok.

- Twój przeciwnik - Aleksandar Jankovic - zaskoczył Cię czymś?
Szczerze mówiąc to nie okazał się dla nie zbyt wymagającym rywalem. Oczywiście to był mój debiut, więc przy ustawianiu tej walki promotor miał to na uwadze. W każdym razie nie zadawał zbyt wielu ciosów, które mogły mi zagrozić. Wyraźnie przeszkadzało mi jedynie ciągłe odpychanie i klinczowanie.

- A jak oceniłbyś swój występ? Co udało się zrealizować, czego zabrakło?
Myślę, że wykonałem swój plan mniej więcej w 80%. Trafiałem go prawym na dół, później na górę. Starałem się realizować słowa trenera. Na pewno zabrakło w tym wszystkim przyspieszeń, o których mi mówił, ale w przyszłych walkach na pewno to poprawię.

- Gdy rywal ewidentnie prowokował i udawał lekceważenie, zastanawiałem się czy nie poniosą Cię nerwy. Dość często zdarza się to debiutantom, Tobie jednak udało się tego uniknąć...
Jego zachowanie zupełnie mnie nie ruszało. Wiedziałem, że wygrywam walkę i to ja mogłem sobie żartować. Jeśli więc chciał pajacować, to była to jego sprawa. Ja robiłem swoje. Chyba bardziej działało to na mojego trenera niż na mnie.

- Miałeś chyba największy - jeśliby nie liczyć Przemysława Opalacha - doping ze wszystkich zawodników walczących na Spartan Boxing Night. Czułeś wsparcie ze strony publiczności?
Olsztyn to moje miasto, więc to całkiem zrozumiałe. Tu mieszkam, tu się uczę i tu trenuję. Mieliśmy z Przemkiem największy doping, bardzo cieszę się z tego, że aż tylu znajomych znalazło czas, by dopingować mnie podczas walki. Będąc w ringu doskonale to słyszałem. Wiedziałem, że nie mogę ich zawieść i dodatkowo mnie to mobilizowało.

- Jak zareagowała na zwycięstwo rodzina oraz dziewczyna?
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że będą aż tak zadowoleni. To było bardzo przyjemne uczucie widzieć, że rodzice aż tak zaangażowali się w moją walkę. Podobnie z Ewą - moją dziewczyną - jak i siostrą. Dla takich momentów warto dostać parę razy w łeb [śmiech].

- Kiedy teraz ponownie zobaczymy Cię w ringu?
Rozmawiałem już o tym z moim promotorem i jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, to powinienem zawalczyć już pod koniec lutego lub w marcu.