Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Z reguły pod koniec każdego roku wykonuje się podsumowania tego, czego byliśmy świadkami w ostatnich dwunastu miesiącach. Wypadałoby więc zrobić podobną rzecz związaną z boksem zawodowym. Ja jednak pójdę w nieco innym kierunku. Napiszę o tym, czego życzyłbym sobie w 2011 roku. Kogo w ringu bym widział i z kim. I dlaczego.

Zacznę od naszego podwórka i od najbardziej rozpoznawalnego polskiego pięściarza. Tomek Adamek, bo o nim mowa, pnie się coraz wyżej w rankingach wagi ciężkiej. Ostatnio zaczęło mówić się o jego kolejnej walce, która być może odbędzie się w Polsce. Byłoby świetnie ponownie oglądać „Górala” nad Wisłą, jednak czas pokaże gdzie ostatecznie przyjdzie mu walczyć. Jako jego rywala wymienia się nieruchawego, ale silnego Samuela Petera. Szczerze mówiąc nie sądzę, by był to dobry pomysł. Osobiście życzyłbym sobie, by był to ktoś bardziej wymagający, np. Eddie Chambers, Odlanier Solis, czy Aleksander Powietkin. Z każdym z nich Tomek mógłby stoczyć ciekawą, wyrównaną potyczkę, która być może przybliżyłaby go do walki mistrzowskiej. Na obu braci Kliczko jest chyba jeszcze za wcześnie, ale David Haye? Czemu nie. O ile walki Anglika w wadze cruiser mogły się podobać, o tyle te w kategorii ciężkiej mocno rozczarowują i śmiem twierdzić, że Adamek mógłby pokonać Davida, choć na pewno łatwo by nie było.

Kolejny Polak to Grzesiek Proksa. Chłopak o sporym talencie, ale przez różne sploty wydarzeń, nieco zatrzymał się w drodze na szczyty zawodowych rankingów. Życzyłbym sobie, by „Super G” zawalczył w końcu z kimś solidnym oraz by dostąpił walki o Mistrzostwo Europy. Jako, że Grzegorz swoje pojedynki toczy na terenie Wielkiej Brytanii jego rywal powinien być rozpoznawalny na tamtejszym podwórku. Kogo tam mamy w wadze średniej? Jest mistrz starego kontynentu Matthew Macklin, jest Martin Murray, czy były mistrz Europy Darren Barker. Z każdym z nich Proksa miałby szanse wznieść się na szczyty swoich umiejętności. Życzyłbym sobie, by było mu to dane.

Za oceanem coraz lepiej radzi sobie Paweł Wolak. Ostatnio wymienia się go w gronie potencjalnych rywali Miguela Angela Cotto. Mimo, że zdecydowanym faworytem byłby tu Portorykańczyk, życzyłbym sobie by Pawłowi była dana taka szansa. A jeśli nie z Cotto to chociaż z moim zdaniem przereklamowanym, ale solidnym Vanesem Martirosjanem, czy niewygodnym Sergio Morą.

Ponadto życzyłbym sobie, by Rafał Jackiewicz odbudował swoją pozycję po bolesnej lekcji boksu, jaką dostał od Jana Zavecka, a Krzysiek Włodarczyk mógł powalczyć w turnieju wagi cruiser. Walki z potencjalnymi uczestnikami tychże zawodów dałyby mu bezcenne doświadczenie, być może znaczące wygrane i kolejne pasy. Oby tylko turniej nie odbywał się jedynie na terytorium Niemiec. Życzyłbym także sobie, aby Albert Sosnowski ponownie dostąpił walki o pas EBU, niekoniecznie z Aleksandrem Dimitrienko.

Przyszedł czas na zagraniczne podwórko. Zacznę od pojedynku, który powinien się odbyć, wszyscy na niego czekają, a póki co nie mamy nic. Pacquiao kontra Mayweather Jr. Życzyłbym sobie, by do ich walki doszło. Nie ważne w jakim limicie, nie ważne gdzie, ważne by obaj stanęli na przeciw siebie. Zwycięzca zostałby niekwestionowanym liderem P4P. Sama walka bezsprzecznie byłaby jedną z najważniejszych, jakie odbyły się w XXI wieku. Obecnie Floyd ma problemy z prawem. Jeśli wymiar sprawiedliwości będzie dla niego łaskawy obie strony powinny robić wszystko, by kontrakty zostały podpisane.

W kategorii junior półśredniej życzyłbym sobie pojedynku Amira Khana z Victorem Ortizem lub jednego z dwójki z Lucasem Matthysse. Każda z tych opcji w moim odczuciu przyniosłaby sporą dawkę emocji w ringu, a to przecież dla kibiców pięściarstwa jest najważniejsze.

Życzyłbym sobie, by doszło do rewanżowego starcia Jeana Pascala z Chadem Dawsonem. Wierzę bowiem, że ich pierwszy pojedynek był wypadkiem przy pracy Amerykanina. Ostatnie dwie walki Pascala pokazały, że ma on dobre jedynie początkowe rundy. Wierzę, że bogatszy o tą wiedzę Chad dałby niezły pokaz boksu i odebrał Kanadyjczykowi pas, który niegdyś należał do niego.

Jest także rewanż w wadze lekkiej, którego życzyłbym sobie w nadchodzącym roku. Chciałbym ponownie ujrzeć na przeciw siebie Juana Manuela Marqueza i Michaela Katsidisa. Ich pierwsza walka była jedną z tych, w której faktycznie posypały się grzmoty i mimo, że nie trwała pełnego dystansu stała się kandydatem do pojedynku roku.

Detronizacja. Czasem przydaje się, jeśli ktoś zbyt długo zajmuje miejsce tego najlepszego. W tym przypadku myślę tu o wadze ciężkiej. Mimo, że trudno znaleźć realne zagrożenie dla braci Kliczko, życzyłbym sobie, aby ktoś odebrał im tytuł. Zaczęłoby się dziać coś pozytywnego w królewskiej kategorii, limicie w którym od jakiegoś czasu wieje nudą. Pamiętajmy, że to boks, a tu o losach walki może zadecydować jeden cios, tym bardziej w wadze ciężkiej.

Zdaje sobie sprawę, że podobnych życzeń można spisać o wiele więcej. Ja skupiłem się na tych, na których najbardziej mi zależy, na tych które mogłyby pozytywnie wpłynąć na boks zawodowy. Ten nad Wisłą i ten poza nią. Mógłbym pisać o wielu innych wartościowych zawodnikach, ale musiałem zawężyć mój wybór, tak by przez przypadek nie napisać kolejnej części „niekończącej się opowieści”. Na sam koniec chcę dodać jeszcze jedno życzenie, kto wie, czy nie najważniejsze. Życzyłbym sobie sprawiedliwych werdyktów, jak najmniej sytuacji podobnych do tych z walki Pascala z Hopkinsem, czy Hucka z Lebiedjewem.

P.S.
Wszystko, o czym pisałem życzę również Wam, by nadchodzący rok przyniósł nam niezliczone ilości bokserskich emocji. Polskim pięściarzom życzę kolejnych sukcesów, sędziom obiektywizmu, a promotorom czystych intencji, które nie zniszczą tego sportu.

Marek Rugowski, lewyprosty.wordpress.com{jcomments on}