Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


ŁapinA jak Archangielsk
Moje rodzinne miasto. Tam się wychowałem i temu miastu zawdzięczam to, jakim stałem się człowiekiem. Spotkałem tam wspaniałego trenera, nieżyjącego już Jewgienija Antufiewa, który bardzo wiele mnie nauczył. Tam wychowywali mnie nieżyjący już rodzice. Tam też ciągle mam bliskich, czyli brata i siostrę z rodzinami. Regularnie ich odwiedzam razem z moją żoną i synem.

B jak badania antydopingowe
Jestem za ciągłą kontrolą w boksie zawodowym. Bokserzy zarabiają wielkie pieniądze i nie widzę powodu, dla którego mieliby być traktowani inaczej niż kolarze czy biegacze narciarscy. Nadszedł już czas, żeby badać zawodników wyrywkowo o każdej porze dnia i nocy. Ci, którzy świadomie biorą doping, to złodzieje i oszuści. Powinni być wykluczani ze sportu. Po prostu nie ma dla nich miejsca wśród nas! Tak samo jak dla tych, którzy świadomie finansują takie wspomaganie, i trenerów, którzy się na to godzą. Zawsze tak myślałem i zdania nie zmienię.

D jak Diablo
Czyli Krzysztof Włodarczyk. Na pewno nie powiem, że to mój ulubiony zawodnik. Ale przyznam, że to ten, który jako pierwszy zrobił wielki wynik dzięki własnej i mojej pracy. Poza ringiem też swoje razem przeszliśmy. Myślę, że gdyby to opisać, wyszłaby z tego ciekawa książka. Albo nawet dwie. Ale muszę przyznać, że ten chłopak ma bardzo dobre serducho.


H jak hobby i historia
Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo moim hobby jest mój zawód. Zajmuję się boksem od 1978 roku. Z drugiej strony pasowałoby to do „P jak pracoholizm", ale „P" mamy zajęte. Poza tym lubię pójść do filharmonii czy teatru. Ostatnio mam mało czasu, ale byłem na świetnej sztuce Żebrowskiego. No i książki! Od małego czytam bardzo dużo. A łatwo nie było, bo dawno temu w Związku Radzieckim po prostu nie było książek. Całe szczęście, że jeździłem na turnieje po całej Rosji i najczęściej na drodze była Moskwa, a tam na czarnym rynku można było coś kupić. Tyle że za duże pieniądze. Wypłata wynosiła, powiedzmy, siedemdziesiąt rubli, a książka kosztowała dwadzieścia pięć. I nie chodziło o literaturę zakazaną, bo to wtedy przeczytałem prawie wszystko Ernesta Hemingwaya czy Ericha Marii Remarque'a. Fajnie, że mój syn też lubi czytać. Idziemy do księgarni i możemy tam spędzić kilka godzin. Za książkami idzie także zainteresowanie historią. Ostatnio z żoną zwiedzamy starówki różnych miast. Pochłania mnie historia średniowiecza. Tę nowszą też lubię, ale tu wszystko zależy od tego, gdzie jesteś. W jednym kraju o tym samym mówi się inaczej niż gdzieś obok.

I jak internauci
Nie przejmuję się komentarzami w sieci, właściwe prawie ich nie czytam. Ludzie mogą sobie pisać, co chcą. Każdy ma swoje zdanie i prawo, żeby je wyrażać. Nie znoszę tylko, kiedy robią to po chamsku. Przykład Doroty Świeniewicz jest chyba najbardziej jaskrawy. Czasem ludzie przekraczają granicę. Nie chcę się dłużej nad tym rozwodzić, ale ważne jest jedno - znać granicę i mieć trochę zwykłej kultury osobistej.

J jak Jaworzno
W tym mieście mieszkałem siedemnaście lat. Dopiero rok temu razem z rodziną przeniosłem się do Warszawy. Ale to Jaworzno przyjęło mnie w Polsce. Ciągle mam tam wielu przyjaciół i rodzinę. To tam boksowałem, kiedy przyjechałem do Polski i tam stawiałem pierwsze kroki jako trener.

K jak kopalnia
Trzy lata regularnie zjeżdżałem pod ziemię i równocześnie boksowałem. Praca w kopalni jest naprawdę ciężka. Mam wielki szacunek dla tych, którzy robią to przez całe życie. Po dwudziestu pięciu latach mogą przejść na emeryturę, ale naprawdę nie ma im czego zazdrościć, bo po takim czasie ludzie przeważnie nie są zdrowi. Wielu nie zdaje sobie z tego sprawy. Ja zjeżdżałem pięćset metrów w dół, ale wielu pracuje dwa razy niżej. Widziałem wiele wypadków...

L jak Lwów
Tam studiowałem. No i rok spędziłem w wojsku. Ale dla mnie to przede wszystkim miejsce, skąd wyniosłem wiedzę o boksie. Bycie trenerem to także umiejętność wyławiania talentów, ale na najwyższym poziomie bez wiedzy z zakresu teorii sportu czy fizjologii nie ma czego szukać. A we Lwowie jest jedna z najlepszych bokserskich uczelni.

N jak nauka
O Lwowie i uczelni mówiłem, ale tam nie skończyłem się uczyć. Ciągle się doszkalam, ciągle szukam czegoś nowego. Tam gdzie jadę, staram się podpatrywać. W wolnych chwilach sam wymyślam nowe rozwiązania i szukam w głowie ciekawych pomysłów. To mi się nigdy nie nudzi, ciągle chcę się rozwijać.

P jak porażka
Nie cierpię! Po każdej walce długo dochodzę do siebie. Staram się nie przenosić tego do domu, bo tam z reguły muszę pocieszać żonę, która sama wszystko bardzo przeżywa. A najgorsze porażki? Cóż, chyba druga walka Krzyśka Włodarczyka ze Steve'em Cunninghamem w Katowicach i ostatnia Rafała Jackiewicza w Lublanie. Nie znoszę, kiedy z perspektywy trenera nie sposób wytłumaczyć, co się stało. A tam tak właśnie było. Ale ja nawet kiedy gram z chłopakami w piłkę czy koszykówkę, to też nie lubię przegrywać. I wtedy oni mają radochę.

R jak rodzina
Żona Jola i syn Igor. Są dla mnie wszystkim i mogę dla nich poświęcić wszystko. Syn bokserem raczej nie będzie, sportowcem w jakiejś innej konkurencji także nie. Igor ma dzisiaj jedenaście lat i widać już, że ciągnie go bardziej do historii i literatury. Humanista nam w rodzinie rośnie. Zresztą, z Nagrody Nobla też można nieźle żyć. Żartowałem oczywiście...

S jak Skrzecz i Sobieraj
Moi najbliżsi współpracownicy. Paweł Skrzecz to drugi trener, a Janek Sobieraj - fizjoterapeuta. Nie wyobrażam sobie pracy bez nich. Ufam im bezgranicznie i wiem, że jesteśmy wobec siebie lojalni. Od dawna dogadujemy się w pół słowa. Owszem, czasem między nami zaiskrzy, ale przecież inaczej się nie da pracować w grupie.

W jak Wasilewski Andrzej
Można powiedzieć, że wynalazł mnie dla zawodowego boksu. Szybko złapaliśmy wspólny język. Zaczęło się w 2002 roku. Od razu postawiliśmy sobie wysokie cele. Kiedy o nich głośno mówiliśmy, to wielu się z nas śmiało. A tymczasem mamy rok 2010 i nasi zawodnicy walczą o pasy największych federacji świata. Ba! Krzysiek Włodarczyk jest mistrzem świata WBC.

Z jak zawodnicy
W boksie trenowałem juniorów i seniorów. Byli też kick bokserzy, nawet bardzo utytułowani. Bywało, że miałem cztery albo pięć treningów dziennie i brakowało mi czasu, żeby zjeść obiad. Dzisiaj chcę prowadzić tylko tych, którzy mają odpowiedni charakter. Wiedzą, czego chcą i są fighterami. Umiejętności też są ważne, ale na początku nie najważniejsze. Szukamy takich, nie zawsze trafiamy, ale ciągle próbujemy.

Notował: Kamil Wolnicki, "Przegląd Sportowy"{jcomments on}