Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

OpalachWyśmienicie zaprezentował się kolońskiej publiczności Przemysław Opalach (10-1, 9 KO). Założyciel olsztyńskich "Wilków" zmusił narożnik Mustafy Dogana (4-6, 3 KO) do rzucenia ręcznika już przed końcem 3. rundy. Kilka słów o samej walce z nowym posiadaczem pasa WBU International...

Kamil Kierzkowski: Wychodząc do ringu mieliście na pewno z trenerem konkretne założenia taktyczne. Jaki był pomysł na walkę i na ile udało się go zrealizować?
Przemysław Opalach:
Po tych walkach, w których go widzieliśmy, wiedzieliśmy, że będzie cały czas szedł z gardą do przodu. Tak też zaczął, cały czas starał się wywierać pressing. Z założenia miałem schodzić, łapać go z kontry. Sądzę, że trener był ze mnie zadowolony. Praktycznie wszystko wychodziło, byłem luźny.

- Niemal 9 miesięcy temu w USA walczyłeś po raz ostatni. To dość długa przerwa, jak się po niej odnajdywałeś w ringu?
Czułem, że nie było właściwego wyczucia dystansu. Przestrzeliłem wyraźnie kilka ciosów. Od 2. rundy dopiero wszedłem w walkę. Przerwa była więc wyczuwalna. Gdyby był tylko lepszy przeciwnik, to nie zakończyłoby się to z pewnością tak szybko.

- Znokautowałeś go w 3. rundzie. Czy w ciągu tego czasu zdołał Cię czymś zaskoczyć?
W zasadzie tylko jednym cepem w drugiej rundzie. Troszkę zadzwoniło, ale nie było to nic poważnego. Wiedziałem jednak, że ma siłę i muszę uważać. Od 3. rundy jednak dostawał systematycznie mocne bomby, aż dziwiłem się, że jeszcze nie siedzi.

- Nie wytrzymał kondycyjnie?
Chyba tak. W pierwszej i drugiej rundzie ciągle obijałem mu korpus. Długi prawy na bok, lewy na wątrobę... próbowałem wszystkiego, bo byłem przygotowany na to, że potrwa to dłużej. Chciałem go jak najbardziej osłabić. W ostatnich 20 sekundach 3. rundy zacząłem już go konkretnie bombardować, przyjął kilka mocnych podbródkowych... aż jego narożnik rzucił ręcznik.

- Co sądzisz o samej organizacji gali?
Tragedia. Wyglądało to tak troszkę "domowo". Zrobili ją u siebie w klubie. Byliśmy w szoku. Z daleka przyjechali sponsorzy, partnerzy, znajomi. Nic nie powiedzieli, ale ja sam zdawałem sobie sprawę, że wyglądało to beznadziejnie. Łącznie było ok. 600 osób.

- Jak przyjęła Cię kolońska publiczność?
Znali mnie, każdy mi gratulował. Większość znałem już od dłuższego czasu, trenowałem kiedyś w pobliżu jeszcze jako amator. Dlatego też pojawiło się na plakacie moje zdjęcie. Przyjęli mnie dobrze.

- Myślicie już o kolejnym rywalu?
Mamy nadzieję, że zawalczę w lutym. Chciałbym zmierzyć się już w jakichś poważniejszych walkach, może o jakiś tytuł. Coś, żeby skoczyć w rankingu, nie nabijać jedynie rekordu.

- Jakieś konkretne nazwiska?
Zależałoby mi na tym niepokonanym chłopaku z Ghany, z którym miałem walczyć według pierwszych ustaleń. Ma fajny rekord, potrafi boksować. W każdym razie chcę spotkać się z takim zawodnikiem, który długo przetrwa. Który mi poważnie zagrozi, żebym poczuł to zagrożenie. Coś jak w USA - pomijając już wszystkie nieprzyjemne związane z tą przygodą kwestie - facet cały czas atakował, również przyjmował, ale nie odpuszczał. Cieszę się, że miałem rywala na takim poziomie. Zależy mi, żeby walka była dobra nie tylko dla mnie, ale i dla samej publiczności. Ja muszę się jeszcze wiele nauczyć. Nie chcę nokautować rywali po 2-3 ciosach, bo to mi nic nie da. Równie dobrze mógłbym pójść na salę i obijać worek.

- Dzięki za wywiad, gratuluję pasa WBU i życzę kolejnych sukcesów w 2013 roku.
Korzystając z okazji - chciałbym szczerze podziękować chłopakom z Wrocławia, którzy naprawdę mocno mnie wspierają. No i oczywiście życzyć wesołych świąt czytelnikom RingPolska.pl.

Rozmawiał: Kamil Kierzkowski

{jcomments on}