Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Przemysław Opalach Zacznijmy standardowo. Ubiegły rok był dla Ciebie niezwykle udany, ale również i pracowity. Jesteś w pełni zadowolony?
Przemysław Opalach:
Tak. Bardzo dużo się wydarzyło przez ten bądź co bądź krótki czas.  Nie zapominajmy, że nie tak dawno walczyłem jeszcze jako amator, a teraz stoczyłem 8 walk zawodowych i 8 razy odnosiłem zwycięstwo. Zostałem też uznany w jednym z plebiscytów - "Bokserskim odkryciem roku w Polsce". To w prawdzie mała rzecz, ale cieszy.

Dodajmy do tego fakt, iż 7 z tych 8 pojedynków skończyłeś przed czasem...
Taki jest mój styl i sposób na walkę. Mogę się tylko cieszyć z tego, że idzie mi tak dobrze. To duża zasługa mojego trenera, ale i wszystkich ludzi, którzy ze mną współpracują.

Jeden z Twoich rywali trafił podobno do szpitala po walce...
Co zrobić? Takie rzeczy się zdarzają. To był Władimir Kurow. Otrzymał mocny prawy sierpowy, upadł i został odwieziony do szpitala. Po kilku godzinach obserwacji wrócił na końcówkę gali. Wszystko z nim dobrze.

Z każdą kolejną walką nabierasz pewności siebie. Ale jak sobie przypominam, debiut w Olsztynie na zawodowym ringu był bardzo trudny...
Szczerze mówiąc, byłem wtedy bardzo spięty. Składały się na to dwa czynniki. Po pierwsze, wróciłem na ring po dłuższej przerwie i zwyczajnie nie czułem się w nim pewnie. Po drugie, tak jak wspomniałeś, walka odbywała się w Olsztynie. Na trybunach znajomi, rodzina, a ja nie chciałem wypaść źle w ich oczach.

Pamiętasz może swoją pierwszą poważną bójkę?
Na ulicy? (śmiech)

Gdziekolwiek poza ringiem...
Jak chyba każdemu dorastającemu chłopakowi, zdarzały się bójki w szkole, albo poza nią. Podobno prawdziwy facet musi raz w życiu dobrze dostać po głowie (śmiech). Takich większych spięć jeszcze jednak nie miałem...

Skoro nie chcesz nic więcej zdradzić na ten temat, to wytłumacz się nam ze swojego ringowego przydomku - Playboy.
A wiesz, że dziś z trenerem o niej myślałem? Chyba czas ją zmienić (śmiech) To było bodajże w Białymstoku. Podczas ważenia jakieś dziewczyny krzyknęły - zobaczcie jaki playboy - oczywiście to nie była złośliwość, a raczej żart z ich strony.

Jak już o "Playboyu" mowa, to powiedź, czy czytasz takowego...
Coś ty! Szczerze mówiąc jeszcze nigdy nie zajrzałem (śmiech)

Może brakuje odpowiedniej rozkładówki? Kogo byś chętnie zobaczył na pierwszej stronie?
Tylko i wyłącznie swoją żonę!

Dobrze, wróćmy do boksu. Przed tobą kolejna gala zawodowa - Olsztyn Boxing Night. Co wiesz na temat swojego przeciwnika?
To będzie Marokańczyk. Jeśli się nie mylę ma on na swoim koncie już 50 zawodowych walk. Oglądałem go trochę w internecie, to twardy gość. Nie jest z tych, którzy szybko padną na deski. Ta walka jest dla mnie bardzo ważna. Muszę wygrać, jeśli chcę myśleć w przyszłości o walce o zawodowy pas.

Zaraz po gali w Olsztynie wylatujesz jednak do Stanów. Co Cię do tego skłoniło?
Taki pomysł przewijał się w głowie już dawno tylko nie było takiej możliwości. Teraz zdobyłem dobry kontakt z jednym z tamtejszych promotorów i będę miał szansę nie tylko trenować, ale i walczyć. Zdobędę też wiedzę, którą będę mógł przekazać swoim podopiecznym w szkole bokserskiej - Wilki Olsztyn. Druga rzecz to kwestia finansowa. Nie będę ukrywał, że w Polsce dużych pieniędzy zarobić się nie da, a zazwyczaj bokserzy dokładają ze swojej kieszeni. Podsumowując, to jest dla mnie duża szansa i uważam, że warto spróbować.

Z tego co mówisz można wnioskować, że Polski boks ma się krucho...
Na pewno nie jest tak, jak chociażby w Niemczech. Stany to już w ogóle inna bajka. W Polsce stroję w miejscu, nie mogę się dalej rozwijać. Ciężko jest młodym, zaczynającym przygodę z zawodowym boksem zawodnikom, związać się z jakimś promotorem.

Co w tym czasie będzie się działo z Twoją szkołą bokserską?
Mam na miejscu swoich instruktorów, którzy dalej będą prowadzili zajęcia. Są to profesjonaliści, którzy uprawiali w przeszłości sporty walki więc nie mam się o co martwić. Z drugiej strony nie wyjeżdżam przecież na stałe. Za pół roku będę w Olsztynie  z powrotem (śmiech). {jcomments on}