Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Kliczko Powietkin

Na twitterze, na gorąco, napisałem, że walka Władymira Kliczki z Aleksandrem Powietkinem była najlepiej opłacanym pojedynkiem zapaśniczym w historii. Wyszło mi, że "Dr Steelhammer" zarabiał w Moskwie za każdą MINUTĘ każdej rundy rundę nieco ponad 458 tysięcy dolarów. Z tego pewnie śmiał się Floyd Mayweather Junior (bo za Canelo dostawał trzy razy więcej), a płakał Jon Jones, najlepszy w MMA, bo dostaje tyle za CAŁĄ walkę. Nie chciało mi się pisać o tym, co widziałem na ringu, bo nie było za bardzo o czym.

Władymir Kliczko zadał podczas dwunastorundowej walki tylko 138 celnych ciosów.  Żadne z jego uderzeń nie trafiło w korpus Powietkina. "Dr Steelhammer" wygrał 12-rundową walkę jednogłośnym werdyktem sędziowskim, różnicą... 15 punktów. Chętnie porozmawiam na ten temat z ekipą z Księgi Rekordów Guinnessa, która przyjedzie do Wieliczki, bo nie tylko ja, ale żaden z moich kolegów-dziennikarzy, takiej walki nie pamięta. Nie ma też lepszej walki, żeby ponownie, po latach przerwy, nie odnowiła się dyskusja czy Władymirowi należy się miejsce wśród legend wagi ciężkiej. Dla fanów statystyk już tam jest, bo:
1. 15 razy skutecznie bronił tytułu (trzeci w historii za Joe Louisem/26 i Larry Holmesem/20)
2. Zapisał 22. zwycięstwo w walce o tytuł mistrza świata (razem z Muhammadem Ali, tylko za Joe Louisem/25)

Legendą boksu, czy zresztą jakiegokolwiek innego sportu nie zostaje się jednak dzięki statystykom. Zostaje się nim, dając coś ekstra kibicom, wygrywając spektakularnie, robiąc w ringu coś, co się przy piwie wspomina latami. Czasami przez dekady.  Jeden z angielskich kibiców napisał mi, że nie można czepiać się Władymira bo "wykonał swoją pracę". Nic bardziej błędnego - dziewczyna, która sprzedaje mi w sklepie kiełbasę "wykonuje swoją pracę", bo jej płacą dziesięć dolarów za godzinę, nikt nie sprzedaje 14 tysięcy biletów żeby ją oglądać i nie ma z mięsnego transmisji do 150 krajów świata. Rok temu odszedł z tego świata  Emanuel Steward, który już po trzeciej rundzie krzyczałby - jak to wielokrotnie robił w przeszłości - do Władymira, żeby się nie opierd..., tylko znokautował Powietkina. Johnathon Banks, zresztą przemiły facet, tego ognia w sobie nie ma.  Tego w Olimpijskim zabrakło.

Louis Pabon, ringowy walki z Powietkinem, pozwalał Władymirowi na wszystko, więc Kliczko z tego korzystał. To był najłatwiejszy sposób, żeby wygrać z Saszą, nie dać mu szansy na zadanie ciosu w półdystansie. "Dr Steelhammer" nie musiał ryzykować boksowania. Wyszło fatalnie. Johnny Benz z "Maxboxing", który ma za sobą ponad 20 lat oglądania walk, napisał, że był to w wykonaniu Kliczki "okropny, haniebny pojedynek", dodając, że "jeśli już, to Kliczko powinien go przegrać przez dyskwalifikację". Przesadził, ale w Stanach, czy to HBO czy Showtime, po najpierw nudnej walce Witalija z Charrem, a teraz  zapasach Władymira z Powietkinem, głęboko do kieszeni by zapłacić za ukraińskich braci nie sięgnie. A "znafcy", którzy zaraz skomentują, że "Władymir ani Witalij oklasków twojej Ameryki nie potrzebują", bardzo się mylą. Witalij pewnie nie, ale Władymir już planował walczyć właśnie w USA. Więc - jak najbardziej.  

Wszystko co piszę nie znaczy, że gdyby zamiast sędziego Pabona był na przykład nie znoszący zapasów Steve Smogger, to Powietkin by walkę wygrał. "Rosyjski Rycerz" pewnie przegrałby przez nokaut, ale  było ciekawiej. Władymir musiałby używać prawej ręki, więc byłby otwarty na cios który miał wygrać Powietinowi walkę - lewy sierp. Ktoś by kogoś trafił, niepotrzebne były wyjęte z MMA rzuty na matę, wygrałby boks. Nikt z nas nie może kazać Władymirowi walczyć inaczej, bo nas nie biją po twarzy. Ale jeśli się ustawiło wysoko poprzeczkę  - jak niżej podpisany - dla kogoś, kto jak Władymir, chce być w historii boksu, to pojedynkiem z Powietkinem Kliczko się od tej historii oddalił.