Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Deontay Wilder (36-0, 35 KO) jest przekonany, że ubiegłotygodniowa wpadka dopingowa Aleksandra Powietkina (30-1, 22 KO) to dowód na dłuższe stosowanie przez "Saszę" zakazanych specyfików. "Bronze Bomber" miał w sobotę bronić pasa WBC wagi ciężkiej w starciu z Rosjaninem, jednak walkę ostatecznie "przełożono na inny termin".

- Myślę, że to na pewno nie jest jego pierwszy raz - stwierdził Wilder w rozmowie z Tuscaloosa News. - Nawet po zakazaniu meldonium trzy pierwsze testy wyszły mu negatywnie, a potem kolejny był pozytywny. Nie trzeba tłumaczyć, że brał to w małych dawkach, próbując to przemycić. To nie jest w porządku. Najgorsze jest to, że oni nie chcą się przyznać. Wciąż kombinują i wymyślają wymówki.

Olbrzym z Alabamy jest zdania, że dowody na niedozwolone wspomaganie się przez Powietkina widoczne są nawet gołym okiem. - Mam wielu przyjaciół w tym sporcie. Mam wielu przyjaciół, którzy znają się na ludzkim ciele. Jednym ze skutków przyjmowania pewnych substancji jest zmiana kształtu głowy. Głowa Powietkina kiedyś i teraz wygląda inaczej. Z tego powodu zacząłem podejrzewać, że on musi się czymś szprycować - oznajmił Amerykanin.

Na razie nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle dojdzie do walki Wildera z Powietkinem. Federacja WBC prowadzi w sprawie dopingu u rosyjskiego challengera specjalne dochodzenie, którego efekty mają być przedstawione w niedalekiej przyszłości.