Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Gala w Barclays Center zbliża się już wielkimi krokami. Artur Szpilka nie może się doczekać jutrzejszej walki z Deontayem Wilderem, cały kipi z emocji. Lou Di Bella, główny organizator sobotnich pojedynków na Brooklynie, zapewnia, że bilety sprzedają się znakomicie i spodziewa się 12 tysięcy widzów. Ostatni pojedynek Daniela Jacobsa z Peterem Quillinem o mistrzowski pas WBA w wadze średniej zgromadził tu niewiele ponad 8 tysięcy.

Ale teraz będą walczyć pięściarze wagi ciężkiej, a to jest różnica. Tym bardziej, że co wszyscy podkreślają, ponad 115 lat trzeba było czekać na takie wydarzenie na Brooklynie. Wtedy na Coney Island o tytuł mistrza świata walczyli James J. Corbett z Jamesem J. Jeffriesem. Ten pierwszy przegrał przez nokaut w 23 rundzie. W sobotę obejrzymy dwie mistrzowskie wali w najcięższej kategorii, a tego jeszcze w tej dzielnicy Nowego Jorku nie było. Dystans oczywiście krótszy niż wtedy (12 r), ale emocje wcale nie muszą być mniejsze.

Amerykańska prasa pisze sporo o tych pojedynkach, bo pasa WBC będzie bronił ich ostatni medalista olimpijski Deontay Wilder (stał na podium w Pekinie z brązowym medalem wagi 91 kg), oraz mniej znany Charles Martin, który spróbuje zdobyć tytuł organizacji IBF należący wcześniej do Tysona Fury’ego. Brytyjczyk odebrał go Władimirowi Kliczce, ale szybko oddał, bo umówił się już z Ukraińcem na rewanż, a władze IBF chciały, by bronił pasa w starciu z Wiaczesławem Głazkowem, obowiązkowym pretendentem. Ciekawe, że Ukrainiec w pierwszej wersji miał być rywalem Wildera, ale ostatecznie zmierzy się z Martinem, a Szpilka stanie w ringu z dwumetrowym mistrzem świata z Alabamy.

Ameryka długo czekała na czempiona królewskiej kategorii. Wilder nokautował jednego rywala po drugim, by wreszcie w styczniu minionego roku dostać szansę walki o pas z Bermane Stiverne’em i ją wykorzystał.

Szpilkę trochę lekceważy, bo myśli już o starciu z Aleksandrem Powietkinem. Rosjanin ma się zjawić jutro w Barclays Center ze swoim promotorem Andriejem Riabińskim. Nikt tu, poza Polakami, nie dopuszcza myśli, że Artur Szpilka może te plany pokrzyżować. Oceniając na chłodno to, co może się zdarzyć w nocy z soboty na niedzielę (czasu polskiego), szanse naszego pięściarza nie są wielkie, ale nie można ich przekreślać.

Pełny treść artykułu Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>