Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Gdyby szalony Tyson Fury sam nie oddał wczoraj tytułów mistrza świata wszech wag, zostałyby mu one zabrane, więc i tak z drogi na szczyt usunięta zostałaby wielka zapora. Jest jakaś drwina w tym, że bohater krwawego sportu, w którym celem jest unicestwienie rywala, unicestwia się sam, poza ringiem.

Dwumetrowiec Fury, najbardziej hałaśliwy mistrz najważniejszej kategorii od czasów Mike'a Tysona, popadł w depresję, brał narkotyki i pił na umór, aż stał się niezdolny do tego, by niszczyć przeciwników. Z tego powodu, całkiem niegłupio, Brytyjczyk postanowił sam oddać wywalczone trofea - pasy mistrzowskie federacji WBA i WBO, gdyż i tak zostałyby mu zabrane. Obie organizacje lubią, gdy jest krwawo i poważnie, a w przypadku Fury'ego mogło być straszno i śmiesznie, gdyby doszło w Manchesterze do planowanego na koniec października - i dwukrotnie odwoływanego - rewanżu z Władimirem Kliczką. Za używanie kokainy, do czego sam się Fury przyznał, zabrała mu licencję federacja boksu w Wielkiej Brytanii, choć narkotyk ten nie jest na liście zakazanych środków między zawodami.

- Tytuły mistrzowskie Tysona wracają na rynek, wracają do obrotu. I jest to bardzo dobra wiadomość - mówi "Wyborczej" Andrzej Wasilewski, najważniejszy promotor polskiego boksu.

Wasilewski ma pod opieką między innymi Artura Szpilkę, tego samego, który w styczniu został ciężko znokautowany w walce o tytuł mistrza świata WBC przez innego wielkoluda, dwumetrowego mistrza nokautu Deontaya Wildera, a do tego nabawił się poważnej kontuzji ręki. Przeszedł operację w warszawskiej klinice Carolina Medical Center i po rehabilitacji wrócił przed kilkoma tygodniami do specjalistycznych treningów.

Szpilka również jest zainteresowany wzmożonym ruchem. Choć jeszcze najważniejsze oferty do niego nie dotarły. - Była jedna, poważna z kręgu najważniejszych pięściarzy, ale uznaliśmy, że Artur jeszcze nie jest na nią gotowy - stwierdził Wasilewski.

Pełna treść artykułu na Sport.pl >>