Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Znów pojawiły się informacje, że Riddick Bowe, były rywal Andrzeja Gołoty nie ma z czego żyć i gotów jest na wiele, by zarobić kilka dolarów. Na szczęście naszych znanych mistrzów pięści problem ten nie dotyczy.

Kiedy po raz pierwszy widziałem Riddicka miał 18 lat i już na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie niezłego świra. To było w Bukareszcie, w 1985 roku, podczas mistrzostw świata juniorów, gdzie Bowe, złoty medalista kategorii półciężkiej został uznany najlepszym bokserem. Na tych samych mistrzostwach Gołota zdobył srebrny medal w wadze ciężkiej przegrywając w finale z Kubańczykiem Felixem Savonem.

Mieszkałem w tym samym ośrodku sportowym, co bokserzy, była więc okazja trochę pogadać. Bowe okazał się być sympatycznym młodym człowiekiem, który przechwalał się, że w niedalekiej przyszłości zostanie zawodowym mistrzem świata. Nie wiem, czy w innych sprawach był słownym, ale tej obietnicy nie złamał.

Dziś, gdy czytam, że Riddick Bowe dostaje baty w boksie tajskim, że gotów jest walczyć w kisielu za parę dolarów, i że zatweetuje do kogokolwiek i napisze cokolwiek za 20 dolarów, to jest mi zwyczajnie smutno, bo wciąż mam przed oczami tego młodego chłopaka, który w Bukareszcie obiecywał mi, że będzie wielkim mistrzem i dotrzymał słowa.

Tak prawdę mówiąc, to każdy kraj ma swojego Bowe’a.  Amerykanie mieli ich wielu, i to jeszcze większych i sławniejszych niż Riddick. Wystarczy przypomnieć historię Joe Louisa, bankructwo Tysona, kłopoty finansowe Holyfielda, że wymienię tylko tych, którzy zarobili w ringu niewyobrażalny majątek.

Nasi nieliczni zawodowi mistrzowie boksu mają się dobrze. Andrzej Gołota (tytułu wprawdzie nie zdobył, ale walczył o pas czempiona globu czterokrotnie) od zawsze inwestował w nieruchomości, więc z głodu nie zginie. Dariusz Michalczewski, to z kolei dziś biznesmen pełną gębą. Też zarobił na boksie krocie, następnie zrobił dobre interesy i los Bowe’a mu nie grozi. Tomasz Adamek wprawdzie oficjalnie nie zakończył kariery, ale w USA ma już trzy domy (ostatni właśnie remontuje), plus czwarty w rodzinnych Gilowicach, więc z samego wynajmu może żyć na wysokiej stopie.

Pełna wersja tekstu Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>