Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


"Niesamowite". Tylko tyle wykrztusił z siebie legendarny Sugar Ray Leonard komentujący dla HBO walkę niepokonanego Mike Tysona z Busterem Douglasem. Tokio, 11 lutego 1990 roku i "Bestia" leżąca na deskach, znokautowana przez pięściarza, który miał być tylko kolejną ofiarą Mike'a, to było coś nieprzewidzianego, niemożliwego.

Do dziś nic się nie zmieniło - porażka Tysona na ringu w Japonii pozostaje największa sensacją światowego boksu, jedną z największych w światowym sporcie. Jak wielką? Liczba osób w Las Vegas, które postawiły na zwycięstwo Douglasa? JEDNA.

Jimmy Vacarro, jeden z najbardziej znanych bukmacherów  Las Vegas  zastanawiał się nawet, czy ma sens przyjmowanie zakładów na wygraną Douglasa w walce z Tysonem. "Nikt inny oprócz nas (Vaccaro pracował wtedy w kasynie “Mirage) tego nie zrobił. Inne kasyna przyjmowały tylko zakłady na to, w której rundzie Douglas będzie znokautowany" - mówi Vaccaro.

Bo historia tej walki, to także ludzie, którzy  potracili fortuny stawiając na pewniaka… "Na początku były zakłady 27-1 dla Tysona. Ludzie się zaraz na to rzucili. Pierwszy zakład, który przyjęliśmy to było 81 tysięcy na Tysona. Obstawiający miał wygrać trzy tysiące dolarów. Podniosłem zakład do 32-1, ale też było mało. Następny klient postawił na Tysona 93 tysiące, więc podniosłem zakład do 42-1. I tyle już do walki zostało. Była tylko jedna osoba w całym Las Vegas, która postawiła na Bustera Douglasa. 1500 dolarów  wygrało 57 tysięcy, bo postawił zakład, kiedy Tyson był faworytem "tylko” 38-1". Piękny dzień dla bukmacherów. Czarny dla wszystkich, którzy zapomnieli, że w  sporcie - a szczególnie  w boksie nie ma rzeczy niemożliwych.

Na walkę amerykańskiego mistrza świata wagi ciężkiej Mike Tysona wybrało się tylko sześciu amerykańskich dziennikarzy. "Dla większości gazet, pisanie o walce Tysona było jak pisanie o operze mydlanej. Nikomu nie chciało się finansować wyjazdu do kraju, gdzie jedna czereśnia kosztuje 2 dolary i opisywać jak Tysony  niszczy 42-1 journeymana z Ohio" - pisze Ron Borges, jeden z tych sześciu, którzy byli w Tokio Dome 11 lutego 1990 roku. Po co lecieć do Tokio?

Przez tydzień prowadzący do walki, Tyson siedział w swoim wielkim hotelowym apartamencie, a kiedy nie trenował, oglądał filmy kung-fu. Douglas dostał pokój tylko nieco większy od schowka na szczotki. Był wściekły i smutny jednocześnie, bo 23 dni wcześniej zmarła jego matka. "Wyglądał tak, jak człowiek, który wszystko stracił. Miał obok siebie tylko  krzykliwego managera o nazwisku John Johnson, który   ślepo w niego wierzył i przebiegłego trenera Johna Russella, który na wiele dni przed walką znalazł wypłakującego  łzy żalu Douglasa. Mniej więcej w tym samym czasie, podczas sparingu, były champion Greg Page znokautował Tysona. To Mike powinien płakać bo to był omen" - pisze Borges.

Buster Douglas, osłabiony grypą, ale chcący dotrzymać słowa zmarłej mamie, która błagała go by nie walczył z Bestią, przyznał po latach, że miał wątpliwości. Do ostatniej chwili, nawet jak w samo południe czasu Tokio wychodził na ring. "Idę do ringu i zaczynam  myśleć - co ja tutaj robię? To jakaś pomyłka, wracamy do szatni. Im  byłem bliżej ringu, tym byłem pewniejszy.  Było za późno, więc pomyślałem: jak już tutaj jestem, to mogę powalczyć" - mówi Douglas, dziś 54-letni trener w szkółce pięściarskiej w rodzinnym Columbus, w stanie Ohio.

Douglas uwierzył w swoją szansę dopiero po kilku rundach. "On nie był taki szybki jak myślałem. I trenerzy nie kłamali mówiąc mi podczas treningów, że mój lewy prosty będzie go trafiał" - mówi Buster. -  "Trafiłem mocno  Tysona już w trzeciej rundzie. Pomyślałem: to nie było takie trudne."

W dziesiątej rundzie, ciągle jednej z najszybszych i obfitujących w wiele ciosów w historii wagi ciężkiej, Tyson był na deskach, a Douglas wiedział, że jest mistrzem świata, sprawcą niewyobrażalnej sensacji. "Wiedziałem, że wygrałem jak macał rękawicą po ringu szukając ochraniacza. Już go nie było" - dodaje Buster.

Na konferencji prasowej po walce, Don King oznajmił, że… nokaut się nie liczy. Że walkę wygrał Tyson. "Jeden nokaut wyklucza drugi. Mike znokautował Douglasa już w ósmej rundzie, ale sędzia liczył Bustera aż 14 sekund". Niedoświadczona Japońska Komisja Sportowa, przerażona Kingiem, chciała nawet przystać na taką szaloną wersję wydarzeń, ale natychmiastowa krytyka, przede wszystkim ze strony amerykańskiej, zamknęła usta działaczom z Japonii. Kingowi natychmiast przypomniano, że to sędzia jest jedynym wyznacznikiem czasu liczenia i fakt, że Douglas był na nogach, kiedy zabrzmiała komenda "dziewięć". O Tysonie nie można było tego powiedzieć. Po 48 godzinach, Don King, zalany totalną falą krytyki, wycofał protest. Buster Douglas był mistrzem świata, a dla Tysona był to początek końca. Następną, tym razem sądową walkę o gwałt na Desiree Washington, też przegrał.