Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Manny Pacquiao (53-3-2, 38 KO) co prawda bez problemów pokonał w walce o pas WBO wagi średniej Shane'a Mosleya (46-7-1, 39 KO), jednak przebieg pojedynku rozczarował dużą część kibiców zgromadzonych w sobotni wieczór w hali MGM Grand w Las Vegas. Na konferencji prasowej po walce lider rankingów P4P tłumaczył zgromadzonym dziennikarzom, że robił wszystko, co w jego mocy, by najważniejsza jak do te pory bokserska potyczka 2011 roku była atrakcyjnym widowiskiem.

- Robiłem, co mogłem, by dać fanom dobrą walkę - mówił Pacquiao. - Ludzie buczeli, bo spodziewali się wielu wymian, ale Mosley nie chciał walczyć cios za cios i ciągle uciekał. Taki już jest ten sport. Nie mogę zmusić rywala, by walczył inaczej, jeśli on tego nie potrafi.

- Powiem szczerze, że spodziewałem się, iż Mosley będzie toczył ze mną wyrównaną walkę przez co najmniej pięć z dwunastu rund, ale co mam poradzić na to, że mój przeciwnik nie chce walczyć? Ja zawsze staram się, by kibice byli zadowoleni z mojego występu, nieważne, czy moja twarz na tym ucierpi, chcę, by fani byli szczęśliwi - zapewniał zwycięski Filipińczyk, dodając: - Mosley poczuł moją siłę w trzeciej rundzie, był nią zaskoczony i od tej pory tylko uciekał, uciekał, uciekał...