Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Tego samego wieczoru dwie bokserskie gwiazdy - Floyd Mayweather Jr i Władymir Kliczko - potwierdziły najwyższą klasę. Ich zwycięstwa ani przez moment nie były zagrożone. Najbliższe walki znowu mogą stoczyć tego samego dnia.

Więcej wątpliwości co do rezultatu można było żywić przed pojedynkiem Floyda Mayweathera Jr z Robertem Guerrero. Niektórzy prorokowali, że słynący z agresywnego stylu walki mańkut z Kalifornii przysporzy mistrzowi największych problemów od 2007 roku, kiedy najlepszy pięściarz świata bez podziału na kategorie wagowe pokonał niejednogłośną decyzją sędziów Oscara de la Hoyę. Nic z tych rzeczy. W dwóch początkowych rundach różnica klas nie była jeszcze widoczna, ale już od trzeciej uwidoczniła się przewaga szybkości mistrza świata wagi półśredniej WBC. Nie dopuścił do fizycznej walki, unikał półdystansu, a tym bardziej klinczu, którym "Duch" męczył poprzednich przeciwników.

Choć po ubiegłorocznej konfrontacji z Miguelem Cotto mogło się wydawać, że 36-letni Mayweather traci nieco ze swoich atutów, w sobotniej potyczce w Las Vegas prezentował się znakomicie. Imponował pracą nóg - dzięki której nie dał się zepchnąć 30-letniemu rywalowi na liny i uciekał na środek ringu - świetną jak zawsze defensywą, refleksem i precyzyjnymi kontrami. Obłędnych wymian ciosów nie było. Brak "mordobicia" w pojedynkach Mayweathera niejednego rozczarowuje, ale to taki rodzaj pięściarza - w innym wypadku jego bilans walk wyglądałby gorzej niż imponujące 44 zwycięstwa i ani jednej porażki.

Najbliżej zwycięstwa przed czasem "Money" (za walkę zarobił przynajmniej 40 milionów dolarów) był w ósmej rundzie, kiedy Guerrero wyglądał już na mocno rozbitego. W końcówce Floyd nie forsował jednak tempa. Po dwunastu odsłonach wszyscy sędziowie punktowali 117:111. Oznacza to, że rywal wygrał trzy rundy, choć zdaniem wielu oceniający i tak byli dla niego łaskawi. Mayweather potwierdził, że rywale z wagi półśredniej lub też mogący do niej przejść z kategorii junior półśredniej w najbliższym czasie raczej mu nie zagrożą.

Kibice chętnie obejrzeliby go w konfrontacji z 22-letnim Saulem Alvarezem, mistrzem świata WBC wagi junior średniej. Teoretycznie mogłoby do niej dojść już 14 września w Las Vegas. Podobno finansowe wymagania z 50/50 do 60/40 na korzyść Floyda obniżył także Manny Pacquiao. Jego walki transmituje jednak HBO, a w sobotę Mayweather zrealizował dopiero 1/6 kontraktu z ShowTime.

W Mannheim jeszcze mniej kłopotów Władymirowi Kliczce sprawił Francesco Pianeta. Włoski pretendent przebłyski miał jedynie w drugiej i trzeciej rundzie, ale w żadnej z nich i tak nie zasłużył na wynik 10:9. Ukraiński mistrz świata federacji WBA, IBF, WBO i IBO wagi ciężkiej robił to, co potrafi najlepiej - wytrenowanym do perfekcji lewym prostym niczym linijką mierzył dzielący go od rywala dystans, a akcje kończył "stalowym młotem" z prawej ręki.

Takie tsunami potrafiła wytrzymać głowa Mariusza Wacha. Szczęka Pianety okazała się o wiele mniej odporna. Padał na deski w czwartej, piątej i szóstej rundzie - najpierw po prawym prostym, a następnie dwa razy po lewym sierpowym. Za trzecim razem też się podniósł, lecz narażanie go na dalsze bombardowanie Kliczki pozbawione było sensu. Dobrze wiedział o tym sędzia ringowy, przerywając jednostronny pojedynek.

Po kilku minutach Ukrainiec z mikrofonem w ręku pozdrawiał rodaków z okazji Paschy tradycyjnym Christos Woskries i również tradycyjnie zaznaczył, że przeciwnik wcale nie był taki słaby. Mówiąc, że Pianeta jeszcze zostanie mistrzem świata, raczej grubo przesadził. Na ring Kliczko wróci 7 lub 14 września w Moskwie, o ile 17 maja Aleksander Powietkin upora się tam z Andrzejem Wawrzykiem.

- Polak nie jest tak doświadczony jak Powietkin, ale młodzi sportowcy zawsze robią wszystko, aby wygrać. Aleksandrowi życzę zwycięstwa. Walka mistrzów olimpijskich z 1996 i 2004 roku bez wątpienia byłaby ciekawa - stwierdził Kliczko. Za starcie z Rosjaninem ma zarobić przynajmniej 15 milionów dolarów.