Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Ma najwyższy współczynnik nokautów z aktualnych mistrzów świata. Nic dziwnego, że w taki też sposób Giennadij Gołowkin zakończył walkę z Matthew Macklinem. Były mistrz świata amatorów (2003), i srebrny medalista olimpijski z Aten (2004) wygrał 27. zawodowy pojedynek, 24. przed czasem. Od pięciu lat inaczej już nie kończy walk. Dziewięć nokautów z rzędu wysuwa go na pierwsze miejsce w historii wagi średniej przed legendarnego Marvina Haglera, który kończył przed czasem osiem kolejnych mistrzowskich pojedynków.

Styl w jakim Kazach pokonał solidnego Irlandczyka pokazuje tylko niesamowity potencjał killera z Karagandy, który nawet przez chwilę nie był zagrożony. Jego użytkowa technika jest perfekcyjna, do tego dochodzi nokautujący cios z obu rąk i chłodna głowa mistrza.

Gołowkin przed walką z Macklinem stwierdził, że to nie jest dla niego jakieś szczególne wyzwanie. Nie było w tym cienia zarozumialstwa tylko chłodna, rzeczowa ocena sytuacji. Tak samo jak chłodna i konkretna była ostatnia akcja tego krótkiego, niespełna trzyrundowego pojedynku. Zaczął lewym, poprawił prawym podbródkowym i zakończył chirurgicznie precyzyjnym lewym hakiem na wątrobę po którym Macklin długo zwijał się z bólu. A Gołowkin spokojnie wyjaśniał przeprowadzającemu z nim wywiad Maxowi Kellermanowi z HBO, że to jego ulubione uderzenie.

Myślę, że Kazach takich ulubionych uderzeń ma w swym repertuarze znacznie więcej. Mistrz WBA już dziś uważany jest za najlepszego obok Sergio Gabriela Martineza pięściarza wagi średniej i jednego z najmocniej bijących bez podziału na kategorie wagowe. Porównanie do Mike'a Tysona wcale nie jest przesadą, tak samo jak nowe przydomki: Terrorysta, czy Zabójca.

Pełny tekst Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>