Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Antonio TarverNie o tym, co można złowić w wodach jeziora Michigan, ale pięściarzach. Tych którzy zarzucają wędkę i czekają aż ktoś się złapie na ich przynętę. A wszystko przy okazji prób ściągnięcia do Polski takich nazwisk jak Evander Holyfield czy Antonio Tarver…

Nie tak dawno temu, Andrzej Wasilewski wywołał niemałą burzę stwierdzając, że Polska nie jest w stanie udźwignąć wielkich nazwisk, wielkich pięściarskich gal. Że właśnie dlatego, jego pięściarze szukają szans poza granicami rodzinnego kraju, a kibice muszą po prostu przyjąć to do swojej wiadomości. Czy im się to podoba, czy nie. Od razu został odsądzony od czci i wiary, że pluje na swoje gniazdo, że nie docenia polskich fanów, itd, itp. Wasilewski szuka miejsca dla swoich pięściarzy, miejsc, gdzie będą dobrzy rywale i tak samo dobre pieniądze. Oczywiście ryzyko też pójdzie w górę, ale przynajmniej dla mnie, z tego właśnie powodu, ciekawsze od podróży Artura Szpilki na konferencję prasową do USA, będzie to, z kim spotka się już jej zakończeniu.

Wszystko dlatego, że Andrzej Wasilewski ma w 100 procentach rację. Pojedyncze gale, bardziej na zasadzie ciekawostkowej - jak Przemek Saleta kontra Andrzej Gołota - mają szansę się sprzedać. To znaczy sprzedać tak, że główni aktorzy zarobią ponad 100 tysięcy dolarów. Takich walk, gotowych do “udźwignięcia” przez polską telewizję w sytemie PPV (bo innej możliwości nie ma), jest jeszcze najwyżej parę. Tomek Adamek – Mariusz Wach, Tomek Adamek - Krzysiek Włodarczyk, Artur Szpilka - Krzysiek Zimnoch/Tomasz Adamek, może też, choć to raczej wątpliwe, Włodarczyk - Mateusz Masternak. Na tym wyliczankę można zakończyć.

Nieprzypadkowo, każde z wymienionych nazwisk, to nazwiska polskie. Przez ostatnie parę dni rozmawiałem z ludźmi Antonio Tarvera oraz Evandera Holyfielda. I właśnie dlatego tekst jest zatytułowany “wędkarze”. Ekipa Tarvera, kiedy usłyszała propozycję Tomasza Babilońskiego (na polskie warunki rewelacyjną), zaczęła zarzucać wędkę: że to mało, że cztery razy tyle dostał James Toney za ostatnią walkę w Australii. Argument się skończył, kiedy panowie z Las Vegas przekonali się, że ja wiem, ile dostał James Toney, a nie ile opowiada, że przywiózł. Różnica, bez wchodzenia w szczegóły, wynosiła jakieś…200 tysięcy dolarów. Od tego czasu, polska propozycja została podwyższona, ale nie o tyle, by Babiloński przez następne dwadzieścia lat spłacał długi. Tarver zarzucił wędkę w trzech innych krajach, a teraz czeka kto się na przynętę tego, że był kiedyś mistrzem, chwyci.

Z Holyfieldem jest jeszcze ciekawiej. Długi wobec urzędu podatkowego rosną, ale Real Deal ciągle odrzuca propozycje walk – nawet takie, które opiewają na ćwierć miliona lub więcej. Ćwierć miliona dolarów oczywiście. Czyli sumy na polskim rynku nierealne. Dla polskiego rynku pięściarskiego wyjściem nie jest tylko pay-per-view i pomoc jedynej stacji telewizyjnej, która godzi się wykładać pieniądze na boks – czyli Polsatu. John Wirt, który przyjechał do Polski z Royem Jonesem Juniorem, parę rzeczy w życiu widział, będąc przez ponad dekadę adwokatem Dona Kinga, czy teraz negocjując kontrakt pomiędzy Włądymirem Kliczką i Aleksandrem Powietkinem. Parę rzeczy widział, ale takiej liczby promocji jakie robi Polsat dla swoich gal, jeszcze nigdy. Tylko, że jeśli polski kibic chce wielkich nazwisk, to sam Polsat nie wystarczy, Potrzeba wielkiego strategicznego sponsora - najlepiej dwóch - który zobaczy na przykład te ponad dwa miliony widzów, które oglądały Olivera McCalla i Krzyśka Zimnocha. Innej drogi do wielkich nazwisk, nazwisk łączonych z walkami o tytuły, na polskich ringach po prostu nie ma.