Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Carlos Molina, bokserski Kopciuszek o którym pisałem w piątek, przez dziewięć rund udzielał pięściarskiej lekcji faworyzowanemu Jamesowi Kirklandowi. Molina walczył dobrze taktycznie, nie miał większych problemów z trafianiem swojego rywala, a sam całkiem nieźle się bronił, co wyraźnie frustrowało, fragmentami całkowicie bezradnego Kirklanda. Amerykanin trafiał z zaledwie 19% skutecznością przy 35% skuteczności przeciwnika, a nieoficjalny sędzia HBO – Harold Lederman, do tego momentu przyznał Kirklandowi zwycięstwo w tylko jednym z dziewięciu starć.

Do nagłego zwrotu akcji doszło w dziesiątej odsłonie. Była to najsłabsza runda w wykonaniu Meksykanina i runda, która z całą pewnością mogła przywrócić nadzieje Kirklanda na zwycięstwo w tym pojedynku. Molina jednak na pewno nie zasłużył na to, co wydarzyło się po gongu. "Król" wylądował na deskach po mocnym prawym sierpowym, ale nie miał problemów z powrotem do pozycji wertykalnej, nie był mocno zamroczony i z całą pewnością był w stanie kontynuować walkę. W trakcie liczenia zabrzmiał gong kończący dziesiątą rundę i wtedy jedna z osób z narożnika Moliny, prawdopodobnie w wyniku całkowicie odruchowej reakcji na dźwięk oznajmiający minutową przerwę, w ferworze walki wkroczyła na ring. Niestety zgodnie z obowiązującymi zasadami gong nie może uratować pięściarza przed porażką przed czasem, a runda w takiej sytuacji kończy się dopiero wtedy, kiedy sędzia zakończy liczenie. Na mocy tego regulaminu, ringowy Jon Schorle zdecydował się przerwać pojedynek i zdyskwalifikował Molinę.

Zgodnie z obowiązującymi zasadami sędzia miał prawo zachować się tak jak się zachował. Czasem jednak bardziej niż aptekarskiej dokładności oczekujemy od sędziów postępowania zgodnie z duchem sportu i wydaje mi się, że właśnie w taki sposób powinien zachować się sędzia w tej sytuacji. To, że jedna z osób, dosłownie na sekundę postawiła nogę na ringu, nie miało żadnego wpływu na przebieg pojedynku, w żaden sposób nie skrzywdziło Kirklanda i prawdopodobnie, gdyby nie decyzja sędziego, nikt by o tym incydencie po walce nie pamiętał. Werdykt ringowego pozbawił kibiców kilku, prawdopodobnie niezwykle emocjonujących minut dobrego boksu, pozbawił Molinę szansy "dowiezienia" wypracowanej świetną postawą przewagi i w końcu pozbawił Kirklanda szansy na odwrócenie losów tego pojedynku i znokautowanie przeciwnika.

Walka zbliżała się do punktu kulminacyjnego. Każde potencjalne rozstrzygnięcie wydawało się równie prawdopodobne. Kibice dyskutują jednak teraz nie o tym jak mądrze walczył Molina, jak dzięki dzielnej postawie zdołał dotrwać do końca walki i wypunktował rywala, czy też o tym jak nieustępliwy był Kirkland i jak efektownie znokautował Molinę wygrywając przegrany pojedynek. Raz jeszcze aspekty pięściarskie schodzą na dalszy plan. Mimo że jest już po pojedynku, cały czas nie wiemy, który z bokserów jest lepszy, na największą gwiazdę wieczoru wyrósł sędzia, a "punch of the day" była nokautująca Molinę dyskwalifikacja. Raz jeszcze skrzywdzeni zostali pięściarze, kibice i ta piękna dyscyplina sportu.


Tomasz Siwko  
{jcomments on}

New layer...