Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Saul AlvarezSaul Alvarez ma 21 lat i 39 wygranych walk. W tym roku zmierzy się pewnie z największą gwiazdą ringów. I weźmie ślub z kandydatką do tytułu Miss Universe. Saul Alvarez, rudzielec, którego kochają miliony Meksykanów.  Meksyk to fabryka bokserów. W każdym niemal mieście gromady dzieciaków okładają się pięściami i marzą o karierze na miarę Julio Ceasara Chaveza czy Juana Manuela Marqueza. Udaje się nielicznym. Najlepszym. Takim jak Alvarez.

Debiut na zawodowym ringu zaliczył jako 15-latek. Od tego momentu minęło sześć lat, a na „El Canelo" (Cynamon) nikt nie znalazł sposobu: 39 wygranych, z czego 29 przez KO, i jeden remis z początku kariery. Tak znienawidzone przez polskich kibiców pojęcia jak „bezpieczne prowadzenie" czy „spokojne budowanie rekordu" są Alvarezowi obce. Poważnych rywali zaczął rozbijać w wieku 18 lat. Do dziś ma na rozkładzie m.in. Kermita Cintrona, który swoim stylem naprawdę zasłużył na przydomek „Zabójca", oraz weterana Carlosa Baldomira. Pierwszy padł w piątej rundzie, drugi w szóstej. Od marca 2011 roku Alvarez jest mistrzem świata WBC kategorii junior średniej. Znudzony kolejnymi zachciankami i zwodami Manny'ego Pacquiao obóz Floyda Mayweathera Jr. złożył Meksykaninowi ofertę walki w słynnym kasynie MGM Grand w Las Vegas. – To zaszczyt, ale też szansa, bym przekonał niedowiarków, że to ja jestem najlepszy – cieszył się Alvarez. Radość była przedwczesna, bo Mayweather ostatecznie dogadał się z Miguelem Cotto. „El Canelo" chciał ponoć za dużo. Mayweather to jednak nie tylko dobry bokser, ale także obrotny biznesmen.

Alvarez  będzie więc walczyć w jego gali. Meksykanin wejdzie między liny w Vegas 5 maja. To nieprzypadkowa data, tylko rocznica zwycięstwa wojsk meksykańskich nad francuskimi w 1862 roku. O ile w samym Meksyku nie jest to najhuczniej obchodzone święto, to w USA „Cinco de Mayo" jest najważniejszym dniem dla licznych imigrantów. Czymś w rodzaju meksykańskiego Dnia św. Patryka. Mayweather i jego obóz słusznie liczą, że miliony widzów zasiądą przed telewizorami obejrzeć walkę rodaka. Rzecz jasna w płatnym systemie pay-per-view.

Galę w Vegas organizuje opiekująca się Alvarezem grupa promotorska Golden Boy. Nazwiska potencjalnych rywali „El Canelo" robią wrażenie, wymienia się m.in. Shane'a Mosleya. Alvarez nie przejmuje się tym całym zamieszaniem, spokojnie trenuje w ojczyźnie pod okiem Edisona „Chepo" Reynoso. – Nie pękamy przed nikim. To inni powinni się nas bać. Rywalom porażka może bardziej zaszkodzić niż Saulowi. Mój dzieciak, jeśli jakimś cudem przegra, będzie miał jeszcze przynajmniej dekadę, by udowodnić, że jest królem – przekonuje Reynoso. Jest jeszcze jedna opcja dla Alvareza.. Zamiast schodzić kategorię niżej, może przytyć trzy kilogramy i zmierzyć się z inną gwiazdą narzekającą na brak godnych rywali, królem kategorii średniej Sergio Gabrielem Martinezem. Albo po prostu spokojnie bronić pasa WBC.

Meksykanie nie mniej niż ringową karierą cudownego dziecka  pasjonują się jego życiem prywatnym. Alvarez zaręczył się w zeszłym roku z Marisol Gonzalez. Starsza o siedem lat piękność była reprezentantką Meksyku w konkursie Miss Universe z 2003 roku, teraz pracuje jako reporterka kanału Televisa Deportes. Rudy chuligan i latynoska ślicznotka są ulubieńcami fotoreporterów. A rodakom nie przeszkadza buta i arogancja Alvareza. – Jest rudy, ale to nowy złoty chłopiec. Nie da się go nie lubić – żartuje inny „Złoty Chłopiec", promotor „El Canelo" Oscar de la Hoya.