Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Trudno mi mówić o walce, bo nie bardzo to wszystko pamiętam. Wiem tylko, że od początku chciałem wygrać - powiedział "Przeglądowi Sportowemu" Artur Szpilka (20-2, 15 KO) po porażce z mistrzem świata WBC wagi ciężkiej Deontayem Wilderem (36-0, 35 KO). Polak radził sobie dobrze przez osiem rund, ale w dziewiątym starciu został znokautowany.

- Nie mogłem jednak znaleźć dystansu. Coś mi nie grało. Szkoda, że tak się potoczyło. I szkoda, że zawiodłem kibiców i samego siebie. Trudno jest po takiej porażce, ale się nie poddaję. Najważniejsze teraz to się wzmocnić i jazda przed siebie! Chcę teraz wyleczyć rękę. Nie będę się tłumaczyć, ale powiem, że całe przygotowania miałem problem z lewą ręką. Wiedziało o tym kilka osób. Dostawałem znieczulenia. Rozwaliłem ją podczas treningu, gdy uderzyłem w łokieć. Nie było jednak mowy o poddaniu się. W ringu nie mogłem uderzyć luźną ręką, ale znowu – nie ma co o tym gadać. Lepszy był chyba, tak po prostu - wyznaje "Szpila", dla którego była to pierwsza walka o światowy czempionat na zawodowych ringach. Momentu nokautu Polak nie pamięta.

- Wiem że chciałem wstać. Pewnie nie po dziesięciu, a czterdziestu sekundach, ale sędzia mi kazał leżeć. Jakkolwiek to zabrzmi to powiem też, że Wilder wcale nie bije tak mocno. Przyjąłem kilka ciosów, ale spodziewałem się jakiejś strasznej siły w jego rękach. Sam też go kilka razy trafiłem, ale czegoś mi brakowało. Na pewno byłem dobrze nastawiony psychicznie. Szedłem wygrać. Jedyne co teraz mogę to znowu przeprosić kibiców. Chciałem, nie udało się - mówi mieszkający na stałe w USA Szpilka.

Pełna treść rozmowy w poniedziałkowym "Przeglądzie Sportowym" >>