Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Witam, panowie. Jest pełen spokój, właśnie niosę śniadanie mojej Kamili – powiedział nam rano na jednej z ulic Brooklynu Artur Szpilka. Był czwartkowy ranek, kilka godzin przed konferencją prasową, a polski pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej federacji WBC spacerował z grupą przyjaciół. Deontay Wilder w tym czasie siedział spokojnie w hotelu. Panowie poszarpali się w środę podczas konferencji prasowej, ale dzień później nie było mowy o takich emocjach.

Z drugiej strony, ktoś z organizatorów popełnił błąd, bo umieścił obu pięściarzy na jednym piętrze hotelu Mariott. - Nie wiem, kto wpadł na taki pomysł - dziwiła się Kamila, dziewczyna Szpilki. Dotychczas panowie się nie spotkali, ale kilka razy było podobno blisko. Szpilka natknął się za to na kolegów Amerykanina podczas treningu. Ci pokazywali, co ich przyjaciel zrobi z Polakiem w ringu, ale bokser z Wieliczki tylko się śmiał. Podobnie było wczesnym popołudniem na Manhattanie, gdy rywale spotkali się podczas kolejnej konferencji prasowej.

Inna sprawa, że mogli czuć się senni, bo zanim wzięli mikrofon do ręki, wysłuchali wielominutowych i nudnych przemów oficjeli. Wszyscy mówili właściwie to samo, czyli sporo o tworzeniu historii i wielkim wydarzeniu, jakie przed nami w hali Barclays Center na Brooklynie.

Wśród wielu przemawiających głos zabrał Lennox Lewis. Były wielki czempion wagi ciężkiej ogłosił, że bardzo cieszy się, iż jego kategoria znowu stała się otwarta i pojawiło się w niej kilku wyjątkowo ciekawych pięściarzy. Jest zadowolony też, że pas posiada Wilder. Kilka lat temu mówił, że dawno nie widział kogoś z takim talentem jak Szpilka. Teraz jednak wszystko jest podporządkowane Wilderowi.  Olbrzym z Alabamy, "Bronze Bomber", ma przywrócić blask wadze ciężkiej w USA i nikt za oceanem nie wyobraża sobie, że sobotnia walka może przybrać niepokojący dla niego przebieg.

Wilder też jest oczywiście pewny siebie. Przygotował na konferencję wyjątkowo długą przemowę. Opowiadał, jak bardzo cieszy się tym, co przed nim, że otwiera nową erę w wadze ciężkiej, że wkrótce zbierze wszystkie pasy tej kategorii i wreszcie będzie jeden mistrz. A zostanie nim oczywiście on. Na razie w skórzanym pudle trzyma pas federacji WBC, który wyciąga na specjalne okazje i „pieści jak dziewczynę”.

Szpilka za to z uśmiechem odnosił się to długiego przemówienia rywala, które nie zrobiło na nim wrażenia. - Przecież on mówił głównie o pierdołach, np. o tym, jak pieści swój pas. Takie bla, bla, bla... Niech sobie gada, co chce. To element show. Widocznie ma taki pomysł na siebie i promocję tej walki. Każdy z nas jakiś ma, a w sobotę po walce jeden będzie musiał przełknąć gorzką pigułkę i mówić coś zupełnie innego – stwierdził Szpilka, który często odpowiadał też na pytania o to, jakie wrażenie robią na nim gabaryty zdecydowanie większego rywala. Zresztą, gdy część dziennikarzy rozmawiała z Polakiem, tuż obok jeszcze większy tłum przepytywał Wildera. A ten, w swoim stylu, opowiadał, że jest zdecydowanie największym atletą wagi ciężkiej i wkrótce będzie jedynym mistrzem.

- Panowie, przecież nie ma takiej wielkiej różnicy w rozmiarach. Teraz ja byłem w butach od garnituru, a on w traperach na grubej podeszwie. Wiadomo, że jest ode mnie wyższy, ale na pewno nie jest duży. Sami zobaczycie, choćby już podczas ceremonii ważenia. Ja w każdym razie robię swoje. Dziś czeka mnie ostatni mocny trening, a później jedziemy z tematem - zapowiedział Polak.

Pełna treść treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>