Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


- Gdzie jednak nie idę, to ludzie mnie zaczepiają. Promocja walki jest fajna - mówi Artur Szpilka (20-1, 15 KO) na niecały miesiąc przed walką z mistrzem świata WBC wagi ciężkiej Deontayem Wilderem (35-0, 34 KO).

Kiedyś zarywaliśmy noce dla Andrzeja Gołoty i wygląda na to, że za miesiąc Polska znów nie położy się spać.
Artur Szpilka: Mam nadzieję, że nawet hejterzy będą ze mną. A jak nie, to niech kupią sobie tabletki uspokajające, przygotują się na palpitację serca. Aż mam ciarki, kiedy tylko wymawiam: „Artur Szpilka, mistrz świata wagi ciężkiej”. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby zostać pierwszym Polakiem z takim tytułem.

Drażni Pana, kiedy czyta: „Szpilka, przystawka Wildera przed Powietkinem”?
Nie, bo nie czytam takich rzeczy, w ogóle mnie nie interesują. Niech sobie ludzie komentują, mówią, co chcą. Że Szpilka nie ma żadnych szans i inne bla, bla, bla też. Zresztą, Huck miał zjeść Głowackiego i to samo było z Kliczką oraz Furym. Motywację mam w sobie, ale to prawda, że wygrana Krzyśka, mojego serdecznego przyjaciela, wojownika, dodatkowo mnie napędza.

Rozpoznawalność wśród Amerykanów pewnie w ostatnich dniach wzrosła.
Jasne, te rzeczy trzeba jednak odłożyć na bok, skupić się tylko na pojedynku. Gdzie jednak nie idę, to ludzie mnie zaczepiają. Promocja walki jest fajna.

Nie ma co się dziwić, w końcu to właśnie Wilder po wielu latach odzyskał dla Stanów Zjednoczonych pas wagi ciężkiej.
Tu każda rzecz, wszystko jest robione pod niego, więc jeśli zwyciężę, będzie tylko dodatkowa chwała.

Pełna treść rozmowy z Polskatimes.pl >>