Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Wielki szacunek dla Andrzeja Fonfary! Wiedziałem, że wygra. Rozmawiałem z nim przed walką, mówił mi, że widział w oczach Chaveza zmęczenie. Ja też miałem takie wrażenie. Powiedział mi, że go zniszczy. I od początku szedł do przodu. Coś pięknego. Dla takich walk warto żyć. Cieszę się jeszcze bardziej, bo udowodnił niektórym, że ich gadanie jest nic nie warte - komentuje Artur Szpilka (17-1, 12 KO) sobotnią wygraną Andrzeja Fonfary (27-3, 16 KO) z byłym mistrzem świata wagi średniej Julio Cesarem Chavezem Jr.

- Andrzej przede wszystkim wykorzystywał warunki fizyczne, bił długim lewym, schodził z linii ciosu. Brak mi słów, bo aż miło było patrzeć. Biła z niego pewność siebie. W głowie się to nie mieści! Bałem się tylko jednego – sędziów, bo już kombinowali. Chavez widziwiał, ale to wynikało ze strachu. A że może bazować na nazwisku ojca i własnej popularności, to były powody do obaw - analizuje "Szpila".

- Mówił później, że to sędzia przerwał walkę, a prawda jest taka, że sam zrezygnował. Ładnie podsumował to ktoś ze specjalistów: Fonfara wielki, Chavez – smarkacz. Andrzej tą walką bardzo poszedł w górę. I tylko się z tego cieszyć. Andrzej otwiera oczy wszystkim i pokazuje, także mnie, że można. Trzeba tylko trenować i wierzyć w siebie. Andrzej z walki na walkę jest coraz lepszy. Wydaje mi się, że jest w stanie pokonać Stevensona w rewanżu. Życzę mu jak najlepiej podsumowuje Szpilka, który w piątek na gali w Chicago zmierzy się z Ty'em Cobbem (18-6, 10 KO).

Boks w "Przeglądzie Sportowym" >>